Jego telewizyjna premiera odbyła się za oceanem w kwietniu tego roku. Na nasze ekrany wchodzi polska wersja kinowa „Dzieci Ireny Sendlerowej”. Po wycofaniu się TVP współfinansowały ją m.in. Telekomunikacja Polska, PISF i Ministerstwo Kultury.
Choć film powstał na podstawie biograficznej książki Anny Mieszkowskiej „Matka dzieci Holocaustu. Historia Ireny Sendlerowej”, jego akcja nie obejmuje całego życia polskiej działaczki. Koncentruje się na latach 1941 – 1944, gdy Sendlerowa – w celu ratowania jak większej liczby dzieci – nawiązała współpracę z Żegotą, a następnie została aresztowana przez gestapo i trafiła na Pawiak. Udało się ją uwolnić dzięki łapówce.
Sendlerową poznajemy, gdy organizuje kanały przerzutowe z getta. W jej postawie nie ma nic heroicznego. Twórcy unikają patosu. Pokazują, że bohaterstwo Sendlerowej było naturalne, wynikało z odruchu serca.
Najciekawsze nie są jednak sceny szmuglowania Żydów poza mury, ale rozmowy Ireny z kobietami, które próbuje przekonać, by oddały ukochane dzieci pod opiekę obcym. Te dramatyczne momenty przedstawione są z wyczuciem, bez ckliwości.
Reżyserem „Dzieci Ireny Sendlerowej” jest Kanadyjczyk John Kent Harrison, który już raz opowiadał o polskiej historii. W 2005 roku zrealizował „Jana Pawła II” z Jonem Voightem w roli tytułowej. Teraz zrobił lepszy film.