Który z tytułów najbardziej zachwycił jurorów, dowiemy się w sobotę wieczorem (transmisja gali w TVP 2, godz. 21.05). Ale nawet w tych słabszych niedostatki scenopisarskie czy warsztatowe rekompensowali aktorzy. Tak jak w „Ostatniej akcji” Michała Rogalskiego, gdzie pokazali klasę weterani ekranu, z nieżyjącym już Janem Machulskim, Aliną Janowską, Barbarą Krafftówną i Marianem Kociniakiem na czele.
34. festiwal to ekranowe odkrycie Adama Woronowicza (pojawił się w pięciu filmach). Jego tytułowa kreacja w „Popiełuszko. Wolność jest w nas” Rafała Wieczyńskiego uwiarygodniła zestaw ożywionych obrazów z dziejowego albumu. Przełamała dosadność i czarno-białe uproszczenia. Woronowicz ukazał księdza Jerzego jako postać głęboko ludzką, ujmującą szczerością.
Ten sam aktor stworzył także dwie świetne role drugiego planu. Był zabawnym księgowym próbującym przedstawić swoje atuty potencjalnej narzeczonej w „Rewersie” Borysa Lankosza i oportunistycznym sędzią Sądu Najwyższego Igorem Andrejewem, który przyczynił się do wykonania wyroku na gen. Fieldorfie w „Generale Nilu” Ryszarda Bugajskiego.
Moim drugim kandydatem do nagrody aktorskiej jest Olgierd Łukaszewicz, odtwórca roli tytułowej w tym filmie. Jego „Nil” to nie pomnik z panteonu narodowej sławy, nie heros bez skazy operujący na co dzień patriotycznymi sloganami, ale człowiek z krwi i kości, robiący tylko to, co uważa za słuszne. Zawsze uczciwy wobec siebie i innych.
Z pięciu festiwalowych ról Borysa Szyca najwyżej oceniam Silnego z „Wojny polsko-ruskiej” Xawerego Żuławskiego. Jego zmagający się z życiem dresiarz z wygolonymi głową, brwiami, rzęsami oraz z napakowaną muskulaturą to majstersztyk aktorskiego rzemiosła. Faworytami do nagród za męskie role drugoplanowe są dla mnie Janusz Gajos i Krzysztof Stroiński. Pierwszy genialnie zagrał w filmie „Mniejsze zło” Janusza Morgensterna ojca bohatera, totalnego oportunistę. Jak zwykle klasę pokazał Stroiński: bezrobotny ślusarz w drugiej noweli „Demakijażu” Doroty Lamparskiej czy samorządowy urzędnik z „Enena” Feliksa Falka.