Wrzesień jeszcze się nie skończył, a do stołecznych kin weszły już aż trzy filmy zrealizowane w 3D. Niemal każdy z nich odniósł sukces.
Jedną z wyżej utrzymujących się w zestawieniach najchętniej oglądanych produkcji jest „Oszukać przeznaczenie 4 3D” Davida R. Ellisa, które przez dwa tygodnie od premiery zobaczyło 307 283 widzów (druga pozycja w notowaniach). Oprócz tego horroru do dziesiątki najbardziej kasowych weszły także trójwymiarowe animacje: „Garfield: Koty górą” Marka A.Z. Dippé i Kyung Ho Lee, „Załoga G” Hoyta Yeatmana oraz „Epoka lodowcowa 3: Era dinozaurów” Carlosa Saldanha. Ten ostatni film niedługo osiągnie publiczność sięgającą dwóch milionów.
Dla stołecznych kin filmy 3D to niemal złoty interes. Widownia na ich pokazach jest często o połowę liczniejsza niż na normalnych seansach. Cena biletu na film trójwymiarowy generuje dodatkowe zyski, ponieważ jest ok. 30 proc. wyższa niż na resztę projekcji. W kinie Atlantic za bilet na seans w specjalnych okularach na nosie trzeba dopłacić 4 – 6 zł więcej, zaś w NovyeKino Praha – od 3 do 5 zł. Multipleksy, jak choćby Cinema City, dodają do ceny biletu na tradycyjny seans aż 7 zł.
Ale przykład sukcesu filmu „Potwory kontra obcy” Roba Lettermana i Konrada Vernona dowodzi, że warto zaryzykować i zainwestować. Jak na trójwymiar przystało, trzy razy więcej widzów wybierało projekcje 3D zamiast tradycyjnych. W sumie „Potwory kontra obcy” obejrzało 800 tysięcy widzów.
Na początku nic jednak nie zapowiadało przewrotu. Zeszłoroczny horror „Blizna 3D” Jeda Weintrauba zobaczyło zaledwie 100 tys. widzów, niedawne „Krwawe walentynki 3D” Patricka Lussiera – o 50 tys. więcej. Teraz niemal każde duże kino posiada projektor do wyświetlania tego typu filmów. Jesteśmy jednym z krajów przodujących w liczbie sal wyposażonych w technologię do projekcji trójwymiarowych. Wyprzedzamy tu takie państwa jak Niemcy, Francja i Wielka Brytania.