Kto z nas nie pamięta nastrojowej opowieści Giuseppe Tornatore „Cinema Paradiso”? I zamkniętej w nim nostalgii za starym kinem i emocjami ściśniętych w małej salce widzów. Do klimatu tego filmu nawiązywało powstałe 15 lat temu kino Paradiso. Ekranowy raj dla widzów zainstalował się na ten czas w Muzeum Niepodległości.
Lokalizacja była wymarzona. Tuż przy placu Bankowym. Obiekt urokliwy – pałac Przebendowskich-Radziwiłłów, choć pozostawiony na niewielkim skwerku, osaczonym ruchliwymi pasami al. Solidarności 62 – zachował dawny charakter. W takim miejscu można było tworzyć kino z atmosferą, która przyciągnie ludzi.
[srodtytul]Ostatni seans[/srodtytul]
– Nawet towarzystwo Muranowa nie zabierało nam widzów – zapewnia Anita Sobczyk, która przez dekadę szefowała Paradiso. Poziom i pozycję kameralnego kina ugruntowało wpisanie go do sieci kin studyjnych. Z czasem bywalcy przychodzili tu w ciemno. W repertuarze były filmy artystyczne – Jarmuscha, Almodovara, nim jeszcze stał się zaakceptowanym przez Hollywood reżyserem. Ale pojawiały się też jakościowe hity takie jak „Szeregowiec Ryan“ czy „Lepiej być nie może“ z popisowymi rolami Jacka Nicholsona i Helen Hunt.
Kiedy zapadła decyzja o zamknięciu kina, na ostatni, pożegnalny seans wybrano, jakże by inaczej, film Tornatore.