Mam bowiem dwuletnią córeczkę i jeszcze niedawno przeżywałem ogromne wzruszenie na widok jej pierwszego uśmiechu czy kroczku. „Bobasy", pokazując równolegle rozwój czwórki dzieci z czterech krajów, pozwoliły mi na nowo poczuć te emocje. Słowem – lektura obowiązkowa. Zwłaszcza dla świeżo upieczonych rodziców.
W filmie obserwujemy pierwszy rok z życia Hattie z Ameryki, Bayara z Mongolii, Mari z Japonii i Ponijao z Namibii. Te brzdące różni niemal wszystko – od kultur, w których się wychowują, po status materialny i społeczny ich rodziców. Na przykład: matka i ojciec Ponijao to pasterze z plemienia Himba, a Hattie jest córką filmowca i pani profesor.
Balmesowi nie chodziło jednak o podkreślanie różnic czy kontrastów, ale stworzenie wrażenia utopijnej jedności. Kiedy patrzy się na te kilkumiesięczne bobasy, okazuje się, że ich sposób odczuwania świata i okazywania emocji jest identyczny – niezależnie od szerokości geograficznej. Piękna, optymistyczna wizja.
Francja 2010, reż. Thomas Balmes, kina: Kultura