Wydana pierwszy raz w 1902 roku powieść Josepha Conrada „Jądro ciemności" do dziś stanowi niedościgniony wzorzec ukazywania Afryki oczami białego człowieka. Jej tropami kierował się – jak się wydaje – niemiecki reżyser Ulrich Köhler, realizując „Sen o Afryce".
Ebbo Velten (Bokma), niemiecki lekarz przez lata walczył w Kamerunie z epidemią śpiączki afrykańskiej. I zwyciężył, choroba została niemal całkowicie wyeliminowana. Ten zawodowy sukces jest jego osobistą klęską. Ebbo powinien wraz żoną wrócić do ojczyzny, do nastoletniej córki. Ale pozostaje sam w Afryce, zafascynowany jej przyrodą, zżyty z tubylcami. Już nie czuje się Europejczykiem, ale jednocześnie ma świadomość, że stuprocentowym Afrykaninem nigdy nie zostanie. Tu i tam pozostanie obcym. Tak jak lekarz Alex (Folly), bohater rozgrywającej się kilka lat później drugiej części filmu.
Jest urodzonym w Paryżu Afrykaninem, ale w kraju przodków nigdy nie był i nie czuje z nim żadnych związków. Więcej – Afryka jest dla niego dzikim lądem, którego nie tylko nie rozumie, ale przede wszystkim bardzo się boi. Mimo to na zlecenie Międzynarodowej Organizacji Zdrowia wyjeżdża do Kamerunu, by skontrolować wydatkowanie funduszy na walkę ze śpiączką. Nie zobaczy jednak przepełnionych szpitali i umierających dzieci, natomiast spotka – nie bez trudu – pogrążonego w apatii Ebbo, próbującego nieudolnie fałszować dokumentację, by uzasadnić celowość swego dalszego pobytu w Afryce.
Köhler jako scenarzysta za bardzo się nie wysilił. Symetryczność postaw bohaterów mocno szeleści papierem. Wyobcowanie Ebbo i Aleksa wydaje się narysowane zbyt grubą kreską. Niemiecki Afrykanin i czarnoskóry paryżanin zagubieni między nieprzystawalnymi do siebie światami: jeden obcy w Europie, a drugi w Afryce, to bardziej figury retoryczne niż żywi ludzie.
Dramat obyczajowy, Niemcy, Francja, Holandia 2011, scen. i reż. Ulrich Köhler, wyk. Pierre Bokma, Jean-Christophe Folly, Hyppolyte Girardot, Sava Lolov, kina: Muranów