Kevin Spacey chroni swą prywatność

Każda z jego ról to majstersztyk. Jednak najwybitniejszą gra na co dzień. To rola człowieka bez właściwości. Tylko w ten sposób bowiem, jak twierdzi, może być prawdziwy w tym, co robi – aktorstwie.

Publikacja: 30.06.2012 01:01

Kevin Spacey chroni swą prywatność

Foto: Corbis

Czasy, gdy życie osobiste gwiazd filmowych spowite było nimbem tajemniczości, minęły wraz z nastaniem złotej ery Hollywood. Życie prywatne Marilyn Monroe, Jane Mansfield czy Humphreya Bogarta brukowce śledziły z zapartym tchem, czekając tylko na sensację, która zwiększy im nakład i czytelnictwo. Jednocześnie o popularności nazwiska aktora przestały decydować jedynie jego umiejętności, lecz także to, jak często wzmianki na jego temat pojawiają się w prasie. Krótko mówiąc, ukształtowanie się pojęcia „celebrity" skutecznie zabiło magię kina. Dziś coraz trudniej patrzeć na role bez dodatkowego obciążenia, jakim jest wiedza o życiu osobistym wcielających się w nie gwiazd.

Na szczęście nie jest jednak tak, że wszyscy serwują nam swoją prywatność na talerzu, tak jak zwykli czynić to Kim Kardashian czy Michał Wiśniewski. Wciąż istnieją, niczym skamieliny z zaginionego świata, artyści, którzy za cel stawiają sobie prezentowanie się przez pryzmat uprawianej przez siebie sztuki, a nie liczby kochanków.

Do takich reliktów minionej epoki należy Kevin Spacey. Jak mało komu udaje mu się utrzymywać swoje sprawy osobiste z dala od fleszy paparazzich. Jak sam przyznał kiedyś w wywiadzie dla „London Evening Standard": „Nie chodzi o to, że chcę stworzyć jakąś tajemnicę wokół mojej osoby, milcząc na temat mojego życia osobistego. Po prostu uważam, że im mniej o mnie wiecie, tym łatwiej jest mi przekonać was, że postać na ekranie to ja. To pozwala publiczności, która przychodzi do kina, uwierzyć, że ja jestem tą osobą."

Bez wątpienia to wprowadzanie widza w błąd opanował do perfekcji. Najlepszym przykładem jest tu jego oscarowa rola w „Podejrzanych" (1995), gdzie „wkręcił" publiczność podwójnie: oto do ostatniej sceny grany przez niego bohater wydaje nam się być kimś innym, niż jest w rzeczywistości. A poparte jest to doskonale odegraną fizyczną ułomnością.

Zaskakiwanie publiczności Kevin Spacey wykorzystał też z doskonałym skutkiem w nakręconym w tym samym roku „Siedem" z Bradem Pittem – jego nazwisko nie pojawiło się na plakatach filmowych ani w napisach początkowych, mimo że było już wtedy całkiem rozpoznawalne. Spacey materializuje się tu pod koniec filmu jako ścigany przez Pitta morderca John Doe.

Kolejną rolą, którą Kevin Spacey rzucił na kolana krytyków, była postać Lestera Burnhama w „American Beauty" – stłamszonego przez skoncentrowaną na osiągnięciu sukcesu żonę mężczyzny, zmagającego się z kryzysem wieku średniego. Za tę kreację otrzymał Oscara za rolę pierwszoplanową, czym ugruntował swoją i tak już niezłą pozycję na hollywoodzkiej A-list. I przy okazji stał się obiektem dociekań dziennikarzy, szukających jego prawdziwego „ja".

Trzymanie mediów z dala od życia prywatnego nie jest jednak działaniem pozbawionym efektów ubocznych. To, że aktor nie pojawia się na czerwonym dywanie w towarzystwie swojej piękniejszej połowy i brak wiedzy na temat tego, czy Spacey taką połowę w ogóle posiada, nie mogło przejść bez komentarza. Co rusz pojawiają się spekulacje dotyczące jego orientacji seksualnej. A to, wbrew pozornej otwartości Hollywood i zaangażowania show-biznesu w kwestie równego traktowania gejów, w konserwatywnych Stanach Zjednoczonych wcale nie jest tematem wygodnym. Krótko mówiąc, lepiej nie być przedmiotem plotek sugerujących homoseksualizm. Nie dziwi więc, że Spacey wolał zmienić znajdujące się pod ciągłą obserwacją mediów Los Angeles na dużo bardziej obojętny i pozwalający zachować anonimowość Londyn. Aktor mieszka tu od dekady i jest dyrektorem artystycznym jednego z najstarszych angielskich teatrów Old Vic.

Ta praca dodała do jego nazwiska zaszczytny tytuł Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego, który otrzymał w 2010 r. z rąk księcia Karola za zasługi dla brytyjskiej sztuki dramatycznej. Trzeba przyznać, że jak na syna sekretarki i kreślarza, pochodzących z miasteczka gdzieś na przedmieściach Nowego Jorku, takie „medalowe" zwieńczenie kariery wydaje się kwintesencją „American Dream".

Siedem


CZWARTEK | 21.00 | TCM

Edison


PONIEDZIAŁEK | 23.30 | ale kino+

Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Materiał Promocyjny
BIO_REACTION 2025
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta
Film
Krakowski Festiwal Filmowy będzie w tym roku pełen hitów
Film
Festiwal w Cannes i zaskakujące opowieści o rodzinie
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Patronat Rzeczpospolitej
Największe kino plenerowe w Polsce powraca!
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont