Mistrz tańca powraca, który dziś wchodzi na nasze ekrany, to kolejny dowód, że we współczesnym kinie zacierają się granice między dokumentem a filmem fabularnym.
Bohaterem jest ukraiński tancerz Sławik Krykliwyj, który w początkach poprzedniej dekady zdobywał tytuły mistrza świata w tańcu towarzyskim. Po latach przerwy postanowił wrócić na parkiet z nową, znacznie młodszą partnerką i znów być najlepszy. Czy mu się uda? Ma już 35 lat, to właściwie ostatni moment, by jeszcze coś osiągnąć.
Sławik jest zawzięty i ambitny, nie potrafi przegrywać, interesuje go tylko zwycięstwo. Musi wykonać tytaniczną pracę, pokonać słabości własnego organizmu. Niewątpliwie jest to temat na pasjonującą opowieść rozgrywającą się w egzotycznym dla przeciętnego widza świecie profesjonalnych tancerzy. To jednak, co oglądamy, bardziej przypomina obrazki zza kulis „Tańca z gwiazdami".
Kamera pokazuje bohatera we wnętrzach eleganckich hoteli, przy posiłkach w dobrych restauracjach lub na siedzeniu luksusowego samochodu. Sławik mieszka bowiem w Nowym Jorku. A co pewien czas przenosimy się do sali prób, by obejrzeć kilka tanecznych figur i wysłuchać banalnych opinii o energii, która powinna łączyć partnerów na parkiecie.
Duńscy dokumentaliści - Christian Holten Bonke i Andreas Koefoed - towarzyszyli Sławikowi z kamerą przez wiele miesięcy. Można jednak odnieść wrażenie, że nie potrafili się zdecydować, co w życiu bohatera bardziej ich interesuje.