– Wyobrażenia o aktorach bywają dziwne. Dziennikarze piszą, że gwiazdy robią sobie kąpiele z koziego mleka albo piją wodę tylko z jednego źródła w południowej Francji. Mnie to śmieszy – mówiła mi Sandra Bullock. – Choć pamiętam, że kiedyś po przyjeździe do hotelu, gdy wychodziłam z windy, bagażowy oznajmił, że mam do dyspozycji całe piętro. Wróciłam do recepcji: – Ludzie, co jest!? Przecież potrzebuję po prostu pokoju z łazienką.
Agentka i kosmonautka
Gwiazda, która zawsze podkreśla swoją zwyczajność, po dwóch latach przerwy wróciła do kin. Na polskie ekrany wchodzi właśnie „Gorący towar", gdzie gra agentkę FBI, która razem z bostońską policjantką tropi narkotykowego bossa. Film łączy elementy kina akcji i komedii. Kosztował 43 mln dolarów, a po dwóch tygodniach wyświetlania w samych Stanach przyniósł 112 mln.
Scenariusz jest mało oryginalny – było już multum historii o detektywach-partnerach, którzy się nie cierpią, a w końcu zostają kumplami. „Gorący towar" sukces zawdzięcza przede wszystkim aktorkom Melissie McCarthy i właśnie Sandrze Bullock, która zresztą wkrótce pokaże następny film. Pod koniec sierpnia festiwal filmowy w Wenecji otworzy technothriller „Grawitacja" Alfonso Cuarona, gdzie gra lekarkę, specjalistę inżynierii medycznej, odbywającą swój pierwszy lot wahadłowcem w przestrzeń kosmiczną.
Bullock zdobyła tę rolę, pokonując znakomite rywalki: Angelinę Jolie, Marion Cotillard, Scarlett Johansson, Natalie Portman. W Internecie pojawiły się już pierwsze zdjęcia, na których pływa w stanie nieważkości – szczupła, z nienaganną figurą, twarzą bez jednej zmarszczki. Podobnie wygląda w „Gorącym towarze", gdzie w pewnym momencie skąpa bluzka i krótkie spodenki odsłaniają jej jędrne, młodzieńcze ciało. Trudno uwierzyć, że jest dojrzałą kobietą.