Mówi: „Jesteśmy z Sophie jak lesbijki, tylko nie uprawiamy seksu". Frances niby żyje swobodnie: spotyka się ze znajomymi, gada, czasem zapali papierosa, czasem prześpi się z jakimś facetem. Ale tak naprawdę jest zagubiona i – choć ma sto pomysłów na minutę – nie bardzo wie, co ze sobą zrobić.
Noah Baumbach portretuje w tym filmie wielkomiejskie środowisko hipsterów – ludzi idących pod prąd, szczycących się niezależnością. Inteligentnych, błyskotliwych, a jednak zagubionych. To przejmujący portret pokolenia, które wchodzi w dorosłość w czasie kryzysu i próbuje utrzymać się na powierzchni. Dryfuje przez życie bez poczucia stabilizacji.
Czarno-białe zdjęcia potęgują prawdę tego filmu, ale jego największym atutem jest grająca tytułową rolę Greta Gerwig. Dzięki niej „Frances Ha" przypomina wczesne filmy Woody'ego Allena, jest swojego rodzaju „Manhattanem" początku wieku XXI. Allen zresztą dostrzegł talent Gerwig, bo zaangażował ją do „Zakochanych w Rzymie". Dziś już Gerwig wchodzi do kina popularnego. Miejmy nadzieję, że nie zagubi swojej finezji.