Dochodowe kino artystyczne

Produkują fabuły, dokumenty i animacje. Stworzyli własne studio i są niezależni finansowo. Piotr i Łukasz Dzięciołowie z Opus Film mają swój przepis na sukces

Publikacja: 26.07.2013 21:15

Łukasz Dzięcioł to obecnie jeden z najpotężniejszych producentów filmowych młodego pokolenia

Łukasz Dzięcioł to obecnie jeden z najpotężniejszych producentów filmowych młodego pokolenia

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

W jednym z wywiadów Piotr Dzięcioł, założyciel Opus Film, deklarował: – Jeżeli mam niedomknięty budżet filmu, zawsze decyduję się, aby studio dołożyło pieniądze, nawet do 1,5 mln złotych. Choć jego studio korzysta z dofinansowań Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz europejskich funduszy przeznaczonych na kino, gdy producent uwierzy w scenariusz, nie ma problemu z gestem, na który mogą sobie pozwolić jedynie wybitnie niezależni przedsiębiorcy, i zainwestowaniem. Nie byłoby w tym pewnie nic zadziwiającego, gdyby nie fakt, że Opus Film produkuje jedynie kino artystyczne i ambitne. Profil nie zmienił się od momentu decyzji Piotra Dzięcioła, że wchodzi w działalność filmową. Nie zmienił się, choć wokół szalał kryzys, widzowie nie chcieli chodzić na polskie filmy, ambitne projekty nie miały szansy zwrócenia zainwestowanych w nie nakładów, a nawet wtedy, gdy w Polsce kino artystyczne właściwie nie istniało. Bo nie miało się za co kręcić.

Pukanie do drzwi

Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest fakt, że to nie kino wiąże się z początkami Opus Film na polskim rynku, a reklama. Gdy w 1991 r. Piotr Dzięcioł, absolwent produkcji na łódzkiej Filmówce oraz Wydziału Prawa i Administracji na Uniwersytecie Wrocławskim, otwierał firmę, w Polsce rynek reklamowy praktycznie nie istniał. Obranie tej ścieżki wyniknęło ze szczęśliwego zrządzenia losu. Do Dzięcioła zgłosiło się pewne duńskie studio, które chciało wyprodukować dość drogą, jak na duńskie warunki, reklamę kawy. Zależało im, by wystąpiła w niej pokaźna orkiestra symfoniczna. Producent zaangażował  łódzką orkiestrę z filharmonii, wynajął salę w pałacu Poznańskiego i zatrudnił aktora do roli dyrygenta. Realizacja reklamy spodobała się Duńczykom. Ten sukces zachęcił Dzięcioła do głębszego wejścia w rynek reklamowy w Polsce. A pomagające rozwojowi tego marzenia szanse niemal same pukały do jego drzwi. Ustawiła się pod nimi m.in. agencja reklamowa Young & Rubikam, która zupełnie przypadkowo trafiła do jego studia, poszukując kogoś, kto pomógłby im wyprodukować film animowany. Chcieli, aby była to animacja z plasteliny. 15 lat później w Opusie – do dziś jednym z największych studiów filmowych w Polsce – kręciło się 50–70 spotów rocznie.

Na temat wielkości budżetów filmów reklamowych krąży wiele legend. Zdarza się, że trzyminutowa reklamówka kosztuje tyle, co pełnometrażowy film fabularny. Do Opus Film często zwracają się klienci, którzy chcą zrobić reklamę z pominięciem pośrednictwa agencji reklamowej. – Pierwsze pytanie, jakie pada na takim spotkaniu, brzmi: „Za jakie pieniądze można zrobić film reklamowy?". Na tak postawione pytanie odpowiadam zawsze, że kosztuje to tyle, ile samochód, a tylko od klienta zależy, jakim autem chce jeździć – mówił dowcipnie Piotr Dzięcioł. Koszt produkcji filmu reklamowego waha się między 250 a 350 tys. złotych, choć w historii Opus Film zdarzały się reklamy, które kosztowały 4 mln zł, i takie za 30 tys. zł. Tajemnicą pozostają natomiast zarobki w tej dziedzinie, poza tym, że wiadomo, iż są one bardzo wysokie. Przynajmniej w odniesieniu do produkcji filmu fabularnego, który kręci się około 30, podczas gdy reklamę – trzy czy cztery dni. Ta intensywność zadania wpływa na wysokość zarobków.

Sercem zawsze w Łodzi

Firma szybko wkroczyła także na rynki zagraniczne. Międzynarodowe festiwale filmów reklamowych doceniły jej twórczość, przyznając nagrody i tytuł producenta roku, a przygotowane przez nich reklamy Fiata i Toyoty spodobały się klientom tak bardzo, że sprzedano je m.in. do kilkunastu krajów Europy.

Jedną z największych sław, jaka przewinęła się przez Opus Film, był Jean Reno reklamujący piwo. Lata po nim w stworzonej tu reklamie wody mineralnej wystąpiła Cindy Crawford. Filmik powstał jednak w Los Angeles, bo taki warunek postawiła modelka. Polski klimat zresztą nie ten jedyny raz zmusił ekipę do kręcenia w innym (zazwyczaj cieplejszym) kraju, ale najlepiej pracuje się w ojczyźnie. W Opusie wspominało się też reklamę BMW. Kręcono ją na zamarzniętym Bałtyku w Finlandii, potem w Gdańsku i w końcu na łódzkim Lublinku. Osiem dni zdjęciowych – jak na film reklamowy pobity został jeden z ówczesnych rekordów.

Światowe i lokalne sukcesy Opus Film nie zachwiały jednak konsekwentną strategią studia, która na dłuższą metę przyniosła mu bardzo dużo korzyści i umocnienie pozycji. Mimo filii w Warszawie, gdzie koncentruje się działalność filmowa i ogromny kapitał, sercem życia studia pozostała Łódź – miasto z tradycjami filmowymi. Opus Film potrafił sprytnie czerpać z dorobku tego miejsca. W łódzkich plenerach realizuje zdjęcia, przy swoich projektach zatrudnia łódzkich aktorów: Monikę Badowską, Ewę Tucholską, Ireneusza Czopa, Dorotę Kiełkowicz. Aktorzy nie kryją, że nawet kiedy współpracuje się z prestiżowym łódzkim Teatrem im. Jaracza, zarobki w reklamie są nieporównywalne z pensją teatralną. Opus Film zacieśnia współpracę z reżyserami, którzy kręcą pod jego skrzydłami nie tylko fabuły, ale także reklamy: Piotrem Trzaskalskim, Sławomirem Fabickim czy Adamem Guzińskim. Było to nie bez znaczenia, gdy w Polsce pojawiły się regionalne fundusze filmowe, których środki kierowane są przede wszystkim w projekty związane z miejscem, w którym powstają. W Łodzi w 2009 r. powstał pierwszy taki fundusz.

W Unii Europejskiej regionalnych funduszy jest ponad 100. Najwięcej w Niemczech, a ich łączny budżet przekracza 57 mln euro. W Polsce to ponad 20 razy mniej, większość z nich dysponuje kwotami oscylującymi w okolicach od pół do lekko ponad 1 mln zł. – Gdyby funduszy powstało tyle, ile jest województw, dysponowalibyśmy, jak na nasze warunki, naprawdę sporą sumą – mówił w jednym z wywiadów Piotr Dzięcioł, zaznaczając, że pieniądze z funduszy są dobrym pomysłem na wypełnienie luki w budżetach ambitniejszych filmów.

Skarbonka dla „Ediego"

Wyreżyserowany przez Piotra Trzaskalskiego „Edi" był debiutem studia w dziedzinie kina artystycznego. Piotr Dzięcioł nie wahał się z decyzją o produkcji tego filmu, gdy przeczytał scenariusz, odrzucony z dofinansowania przez TVP. – Dobrze się stało, że „Ediego" wyprodukował duży prywatny producent, człowiek, z którym od lat się przyjaźnię. Piotr mi zaufał i dał całkowitą swobodę – wspominał reżyser.

– Jeżdżąc z „Edim" po świecie i patrząc na płaczących Amerykanów, Japończyków, Rosjan, przekonałem się, że warto produkować filmy – dodawał Piotr Dzięcioł. Gdy „Edi" stał się polskim kandydatem do Oscara, producent z determinacją walczył o to, aby amerykańska kampania filmu była jak najlepsza. Pieniądze na nią zbierano nawet podczas specjalnych akcji, do ustawianych w Łodzi skarbonek.

„Edi" co prawda Oscara nie dostał, ale cóż z tego, skoro pociągnął za sobą kolejne sukcesy Opus Film. „Z odzysku" Sławomira Fabickiego i „Masz na imię Justine" Franco de Peny były polskimi kandydatami do Oscara. Ten pierwszy miał swoją premierę na festiwalu filmowym w Cannes. „Zero" Pawła Borowskiego w Stanach Zjednoczonych zagrało kilka festiwali, do tego doszło 20 innych wydarzeń filmowych na całym świecie. To w przypadku produkcji Opusu sytuacja wręcz symboliczna: średnie przyjęcie tytułu w Polsce i ciepła reakcja poza ojczyzną. – Prawda jest taka, że nasz rynek jest za mały dla kina artystycznego. Dlatego muszę robić filmy uniwersalne. Jesteśmy już bardzo dobrze postrzegani na rynkach europejskich. „Edi" został sprzedany do 20 krajów, „Mistrz" do 10. To już jest zarobek, ale tych 20 nie przynosi jeszcze zysku porównywalnego z tym, co „Edi" zarobił w Polsce – mówił Piotr Dzięcioł.

Dłuższe życie

Dzięcioł przekonuje jednak, że nie można ślepo patrzeć jedynie na wartość artystyczną. – To nie tak. Jak każdemu producentowi zależy mi, aby filmy, które produkuję, obejrzało jak najwięcej ludzi. Ale żyjemy w czasach, które nie sprzyjają kinu artystycznemu. Mimo wszystko warto robić tego typu filmy. Ich żywot jest dużo dłuższy niż produkcji typowo komercyjnych. Produkcje Opus Film znalazły się w konkursach na festiwalach w Berlinie, Wenecji, Cannes, Tokio. Właśnie prowadzę rozmowy z dużym agentem amerykańskim w sprawie sprzedaży pakietu 10 filmów. Nie patrzę na kino w kategoriach szybkiego zarobku. Produkcja filmowa to długoterminowa inwestycja. Staram się umacniać naszą pozycję za granicą – przekonywał.

Otwartość na świat Piotra Dzięcioła przeszła także na jego syna Łukasza, dziś jednego z najpotężniejszych producentów filmowych młodego pokolenia, jeszcze odważniej ruszającego w świat. Opus przyłożył rękę do pierwszej koprodukcji polsko-izrealskiego filmu „Wiosna 1941" Uriego Barbasha z Josephem Fiennesem w roli głównej. Budżet filmu wyniósł 2,5 mln dolarów, w tym 2,8 mln złotych pochodziło z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Ostatnio studio wyprodukowało „Kongres" na postawie prozy Stanisława Lema w reżyserii nominowanego do Oscara Ariego Folmana. Film otworzył prestiżową sekcję Directors' Fortnight tegorocznego festiwalu filmowego w Cannes. Parę miesięcy wcześniej, na festiwalu w Berlinie, ugruntowała się współpraca studia z Fatihem Akinem, niemieckim reżyserem, laureatem Złotego Niedźwiedzia w Berlinie w 2004 r. Opus Film będzie współprodukował jego najnowszy projekt „The Cut". Ich zagranicznym partnerom już udało się zebrać na film prawie 2 mln euro.

Tekst z tygodnika "Uważam Rze"

W jednym z wywiadów Piotr Dzięcioł, założyciel Opus Film, deklarował: – Jeżeli mam niedomknięty budżet filmu, zawsze decyduję się, aby studio dołożyło pieniądze, nawet do 1,5 mln złotych. Choć jego studio korzysta z dofinansowań Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz europejskich funduszy przeznaczonych na kino, gdy producent uwierzy w scenariusz, nie ma problemu z gestem, na który mogą sobie pozwolić jedynie wybitnie niezależni przedsiębiorcy, i zainwestowaniem. Nie byłoby w tym pewnie nic zadziwiającego, gdyby nie fakt, że Opus Film produkuje jedynie kino artystyczne i ambitne. Profil nie zmienił się od momentu decyzji Piotra Dzięcioła, że wchodzi w działalność filmową. Nie zmienił się, choć wokół szalał kryzys, widzowie nie chcieli chodzić na polskie filmy, ambitne projekty nie miały szansy zwrócenia zainwestowanych w nie nakładów, a nawet wtedy, gdy w Polsce kino artystyczne właściwie nie istniało. Bo nie miało się za co kręcić.

Pozostało 89% artykułu
Film
„Back To Black” wybiela mrok życia Amy Winehouse
Film
Rosja prześladuje jak za Stalina, a Moskwa płonie w „Mistrzu i Małgorzacie”
Film
17. Mastercard OFF CAMERA: Nominacje – Najlepsza Aktorka, Aktor i Mastercard Rising Star
Film
Zbrojmistrzyni w filmie "Rust" skazana na 18 miesięcy więzienia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Film
„Perfect Days” i "Anselm" w kinach. Wim Wenders uczy nas spokoju