Pro i kontra - W imię...

Pro i kontra. Nagrodzone Srebrnymi Lwami „W imię...” wchodzi w piątek na ekrany. Krytycy „Rz” skrajnie oceniają film.

Aktualizacja: 17.09.2013 19:23 Publikacja: 17.09.2013 19:10

Andrzej Chyra w roli księdza Adama

Andrzej Chyra w roli księdza Adama

Foto: Kino Świat, Michał Englert m.e. Michał Englert

PRO: Barbara Hollender

Małgorzata Szumowska opowiada o księdzu homoseksualiście? Można się było spodziewać skandalu. Nic z tego. „W imię..." to delikatny film o samotności, niespełnieniach, tęsknocie za bliskością.

Zobacz galerię zdjęć


Bohater filmu Szumowskiej, ksiądz Adam, z oddaniem prowadzi na mazurskiej wsi obóz dla trudnej młodzieży, w kościele wygłasza mądre, osobiste kazania. Ale nie jest świętym.

Ma zwykłe ludzkie potrzeby i słabości. W jednej z najbardziej przejmujących scen siostrę, która wyemigrowała do Kanady, pyta: „Masz się do kogo przytulić, jak jest ci źle?". On sam rozładowuje napięcie, uprawiając jogging, a kiedy nie może już wytrzymać napięć i stresu, sięga po alkohol. Bo przecież, gdy zostaje w domu sam, budzą się wszystkie demony, wszystkie skrywane przy ludziach lęki i tęsknoty.

Na mazurskiej wsi powietrze jest gęste od niespełnień. Swoje niezaspokojone pragnienia niosą wychowankowie ośrodka, stary przyjaciel księdza, który opuścił seminarium, bo się zakochał, wreszcie jego żona – nieszczęśliwa, nieznosząca prowincji, żyjąca w nie swoim świecie. Ksiądz Adam samotności jednak nie wytrzyma. Ulegnie w końcu urokowi młodego wiejskiego chłopaka. Szumowska bardzo subtelnie rysuje ich wzajemne przyciąganie się. Ksiądz walczy ze sobą. Jego uczucie jest przecież podwójnie napiętnowane. Bo żyje w środowisku, które nie akceptuje inności, ale też dlatego, że jako kapłan powinien mieć tylko jedną miłość, do Boga. A chłopiec? Jest prosty, ale pełen marzeń. A ksiądz, którzy rzadko chodzi w sutannie, biega po lesie w markowych ciuchach i ma w sobie delikatność niespotykaną we wsi, staje się dla niego ucieleśnieniem innego świata. Są sobie potrzebni.

Szumowska pięknie rysuje to narastające pragnienie – w pierwszej scenie bliskości, w samochodzie, chłopiec położy głowę na ramieniu księdza. Tylko tyle i aż tyle. A w tle tej opowieści jest prowincjonalna Polska. Z jej nietolerancją, zawiścią, pustym rozmodleniem, donosicielstwem. W potwornie mocnej scenie przez mazurskie pola idzie procesja. Podniosły nastrój, białe sztandary powiewające na wietrze. Kamera przygląda się twarzom ludzi. Każdy ma coś na sumieniu, nikt nie jest czysty. Trudno o bardziej surowe spojrzenie na polski katolicyzm, pełen fałszu i obłudy.

Jednak najważniejsza jest opowieść o uczuciach. A tu Szumowska nie ocenia, nie piętnuje. Pokazuje  dramat. Dzięki niezwykłej kreacji Andrzeja Chyry w roli księdza Adama i trudnej, pozbawionej słów roli Mateusza Kościukiewicza ogromnie przejmujący. Piękne, bardzo bolesne, zapadające w pamięć kino.

Zwiastun filmu "W imię..."

KONTRA: Jacek Marczyński

Szumowska dokonała dzieła zniszczenia, na jakie rzadko decydują się reżyserzy. Długo budowała nastrój filmowej opowieści po to tylko, by w finale całą swą pracę zburzyć.

Nie chcę zdradzać szczegółów, bo najgorsi są ci recenzenci, którzy opowiadają zakończenie filmu. Ale jedno mogę powiedzieć: w finale spodziewajcie się wszystkiego najgorszego.

Postawienie kropki nad „i" działa jak uderzenie obuchem i obraża widza, który samodzielnie starał się zgłębić tajemnicę księdza Adama, granego przez Andrzeja Chyrę. A przecież czuliśmy się wręcz zachęceni przez reżyserkę do takiego intelektualnego z nią współdziałania. Okazuje się, że było ono niepotrzebne, bo Szumowska przygotowała dla nas gotowe rozwiązania.

Nie jest to zresztą jedyny niedostatek scenariusza „W imię... ", który napisała do spółki z Michałem Englertem. Można w nim znaleźć wady typowe dla wielu polskich filmów. Mają pomysł: ciekawy, intrygujący czy kontrowersyjny, ale autorom brakuje umiejętności dramatopisarskich, by go rozwinąć, pogłębić portrety bohaterów, precyzyjnie poprowadzić akcję z punktami kulminacyjnymi. Zamiast tego stosuje się rozmaite wypełniacze: wymyśla się rodzajowe scenki lub wprowadza zbędne postaci.

To jest również przypadek „W imię... ". Czy ma znaczenie dla tej historii, że rozgrywa się ona w postpegeerowskiej biedzie? Można oczywiście powiedzieć, że tak, gdyż tam trudno o tolerancję. Tyle tylko że nie dowiadujemy się niczego o relacjach księdza Adama z parafianami, życie na prowincji to – w jak wielu innych polskich filmach – kilka stereotypowych obrazków spod sklepu, mających dokumentować biedę i marazm.

Kto wietrzy zaś sensację w tym, że ksiądz opiekuje się chłopakami w ośrodku dla niedostosowanych społecznie, może szybko się uspokoić. Szumowska z pazurem dokumentalistki pokazuje życie tej specyficznej grupy, ale dla jej zamysłu większość tych scen nie ma istotnego znaczenia.

Najbardziej ucierpiał Mateusz Kościukiewicz, który zadanie nakreślone w scenariuszu mógł zrealizować, używając zestawu spojrzeń, jakie serwował w poprzednich ekranowych wcieleniach młodego buntownika. Czy autorzy nie wierzą, że prosty wiejski chłopak może mieć bogaty świat wewnętrznych przeżyć, czy też nie wiedzieli, jak to pokazać? A przecież jego relacje z księdzem Adamem powinny mieć fundamentalne znaczenie dla filmu, który miał ambicje zajrzeć w zakazane sfery życia człowieka w sutannie, wznosząc się ponad poziom, jaki prezentował przed 20 laty „Ksiądz" Antonii Bird. Tamten film wzbudzał gorące protesty, teraz ich chyba nie będzie i nie wynika to wyłącznie z przemian, jakie zaszły w naszym społeczeństwie.

PRO: Barbara Hollender

Małgorzata Szumowska opowiada o księdzu homoseksualiście? Można się było spodziewać skandalu. Nic z tego. „W imię..." to delikatny film o samotności, niespełnieniach, tęsknocie za bliskością.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta