O takiej roli marzy każdy aktor, taka rola bywa dla aktora przekleństwem. Kiedy w 1967 roku Andrzej Konic zaproponował Stanisławowi Mikulskiemu rolę Polaka, który w mundurze Abwehry skutecznie walczy z hitlerowcami, 36-letni wówczas aktor miał już w dorobku kilkanaście tytułów filmowych. Pojawił się na ekranie w tak ważnych polskich produkcjach filmowych jak Ewa chce spać", „Kanał" czy "Zamach".
Wysoki, przystojny o smukłej sylwetce wydawał się być stworzony do munduru, zatem od „Godzin nadziei" w 1955 roku i późniejszej o dwa lata „Ewy chce spać" często go zakładał dla potrzeb filmu. Występował też w pierwszych kryminałach, jakie polscy filmowcy zaczęli kręcić poi 1956 r. („Dwaj panowie N", „Ostatni kurs" czy „Spotkanie ze szpiegiem") Grywał oczywiście rolę dzielnego milicjanta.
Wybór Stanisława Mikulskiego na agenta J-23 wydawał się więc dość oczywisty. Przygoda ze „Stawką większą niż życie" trwała dość krótko – dwa lata, powstało zaledwie 18 odcinków. Na dzisiejsze standardy serialowe to zaledwie epizod, jeśli porówna się to choćby z żywotnością księdza Mateusza. Ale Hans Kloss całkowicie odmienił życie Stanisława Mikulskiego.
Momentalnie przesunął się z drugiego aktorskiego szeregu na pierwszy plan. Zdobył niesamowitą popularność, potwierdzoną w latach 60. sześcioma Złotymi i Srebrnymi Maskami – najważniejszą wówczas nagrodą przyznawaną przez publiczność.
O fenomenie „Stawki większej niż życie" i roli w niej Stanisława Mikulskiego nie ma co pisać. Wszyscy wiedzą, jak było i jak jest. Po prawie pół wieku serial nadal żyje, emitowany przez różne stacje na okrągło i ciągle ma liczną widownię. To nadal jedna z najlepszych prób zaadaptowania na polski grunt sprawdzonych wzorów zachodniego kina sensacyjnego, serial starannie zrealizowany i z udziałem wielu wybitnych aktorów. Ładunek ideologicznej poprawności, obowiązujący wówczas w PRL, też jest niezbyt nachalny, więc i pod tym względem „Stawkę większą niż życie" da się i dziś oglądać.