„Wysoki sądzie, z przykrością stwierdzam, że mąż, Elisha Amsalem, odmawiał stawiania się w sądzie i jakiejkolwiek współpracy. Nie znamy nawet jego stanowiska w kwestii wniosku o rozwód, który moja klientka złożyła trzy lata temu" – mówi w pierwszej scenie filmu adwokat Viviane.
Tym razem mąż kobiety do sądu przyszedł.
„Zgadza się pan na rozwód?" – pyta sędzia. „Nie" – odpowiada mężczyzna.
Viviane mieszka z bratem i bratową, trójka jej dzieci już się usamodzielniła, tylko najmłodszy syn został z ojcem. Matka codziennie gotuje obiad, który zanosi mu bratowa. Viviane nie bierze od męża pieniędzy, zarabia na swoje utrzymanie jako fryzjerka. I nie chce alimentów. Tylko wolności. Bo, jak mówi, już męża nie kocha.
Rabini decydują
„Viviane chce się rozwieść" rodzeństwa Ronit i Shlomiego Elkabetzów to zapis trwającej wiele lat gehenny.
– W Izraelu każda para, która chce się oficjalnie rozstać, musi stanąć przed sądem rabinicznym – mówi „Rzeczpospolitej" Ronit Elkabetz, która w filmie gra również główną rolę. – Niezależnie od tego, czy prowadzi życie ortodoksyjne, religijne czy świeckie. Trzech rabinów decyduje, czy małżeństwo zostanie rozwiązane. A w tym czasie dopiero widać, jak nierówne prawa mają w naszym demokratycznym, dynamicznym i bardzo nowoczesnym społeczeństwie mężczyźni i kobiety. Będący w separacji mąż może żyć normalnie – znaleźć sobie nową partnerkę, zamieszkać z nią, nawet mieć dzieci. Kobieta jest na całkowicie straconej pozycji. W jej świecie nie ma żadnej nadziei. Jeśli pójdzie do kina z innym mężczyzną, zostanie uznana za rozpustnicę. Jeśli z kimś zamieszka i urodzi mu dziecko, będzie ono uważane za bękarta i w różnych sytuacjach represjonowane.
W „Viviane chce się rozwieść" stale wraca napis: „Za pół roku", „Za dwa tygodnie", „Za trzy miesiące". Te krótkie okresy układają się w długie lata. Proces trwa. Pojawiają się świadkowie. Kultura patriarchalna ma swoje prawa. Brat Vivian zapewnia przed sądem, że jego siostra jest dobrą żoną i matką, ale za chwilę wygłasza panegiryk na temat szwagra i opowiada, jak go przestrzegał: „Elisha, masz problem. Kobieta wymaga twardej ręki. Kobiecie trzeba wyznaczyć granice". I dopiero potem przyznaje, że razem dobrze im nie było. A jak żyje Viviane dzisiaj? „Pies na łańcuchu ma lepiej" – charakteryzuje jej sytuację przyjaciółka. Ale dopóki mąż nie wyrazi zgody na formalny rozwód, rabini nie kończą rozprawy.
Kamera nie wychodzi z sali sądowej, obserwuje trzech sędziów, rozwodzące się małżeństwo, dwóch mecenasów, świadków. Cała scenografia to małe, klaustrofobiczne pomieszczenie z białymi ścianami, jedna ława dla sędziów, dwa stoliki, cztery krzesła, barierka dla świadków. A jednak ten film wciąga, ma swoją wewnętrzną dramaturgię, a Ronit i Shlomi Elkabetzowie potrafią pokazać determinację kobiety, która chce się poczuć wolna.