Gdy ekonomista patrzy na to, co dzieje się w polskiej polityce, to załamuje ręce czy mówi, że to w niczym nie przeszkadza?

To, co dzieje się w polskiej polityce, ma duży wpływ na gospodarkę. Dam panu przykład. Po 2015 roku stopa inwestycji zaczęła wyraźnie spadać, z roku na rok była coraz niższa w stosunku do średniej w Unii Europejskiej. A w starzejącym się kraju, jakim jest Polska, nasza przyszłość zależy wyłącznie od inwestycji. Niedawno w „Rzeczpospolitej” mój przyjaciel Janusz Jankowiak powiedział wprost, że bez inwestycji nie ma wzrostu potencjalnego tempa rozwoju gospodarki. A jeżeli nasze społeczeństwo się kurczy, jeśli podaż ludzi w wieku produkcyjnym maleje, to tempo wzrostu na głowę w Polsce może rosnąć tylko wtedy, jeśli będzie rosła wydajność. A rośnie ona zależnie od dwóch rzeczy: wielkości inwestycji oraz innowacyjności gospodarki, czyli nowych sposobów łączenia kapitału i pracy.

 W skali od 0 do 10 w jakim stopniu poziom inwestycji zależy od polityków, a w jakim od naturalnych mechanizmów gospodarki?

Tego nie można powiedzieć tak liczbowo. Ale to nie jest przypadek, że po 2015 r. stopa inwestycji w Polsce spadła, ponieważ pogorszyła się jakość prowadzenia polityk publicznych. W 2021 r. zespół prof. Jana Hagemejera wydał raport CASE, w którym pokazał, że ten spadek był większy, niż wynikałoby to z czynników fundamentalnych, które może uwzględnić model ekonometryczny. Rok później zespół prof. Jerzego Hausnera zaczął wydawać raport „Indeks wiarygodności ekonomicznej Polski”. Indeks pokazywał, że z roku na rok pogorszała się jakość polityk publicznych. Bo od czego zależą inwestycje? Od stopy dyskonta. A to zależy od kosztów pozyskania kapitału. Mamy tu też premię za ryzyko. Jest ona tym większa, im jakość polityki państwa jest mniej wiarygodna.

 Bądź też nazwijmy rzecz po imieniu – im bardziej nieprzewidywalna czy zdestabilizowana jest scena polityczna.

Naturalnie. Bo jeżeli scena polityczna jest zdestabilizowana to spada zaufanie przedsiębiorstw do przyszłości.

 Wybiegnijmy w przyszłość. Załóżmy dla Polski perspektywę pięcioletnią, obejmującą w środku tego okresu wybory parlamentarne, mając też w pamięci wynik wyborów prezydenckich. Jak można doprowadzić do wzrostu inwestycji w polskiej gospodarce, tak by odbiły się od obecnego poziomu, żebyśmy przynajmniej przekroczyli unijną średnią?

Sytuacja w finansach publicznych w latach 2015–2023 pogorszyła się do tego stopnia, że potrzeba lat, żeby naprawić ten stan rzeczy. Premia za ryzyko w stopie dyskonta, której się używa do oszacowania minimalnej oczekiwanej stopy zwrotu z inwestycji, to głównie premia za ryzyko wynikająca ze stanu finansów publicznych.

W poniedziałek w „Rzeczpospolitej” opisywaliśmy premierowo raport Instytutu Finansów Publicznych dr. Sławomira Dudka, w którym jasno wskazał, że idziemy na zderzenie ze ścianą. Użył metafory, że „zdążamy do budżetowego piekła”, bo mamy deficyt 6,6 proc. PKB w 2024 r., a poziom 55,3 proc. PKB długu publicznego plasuje nas na drugim miejscu w Unii Europejskiej po Rumunii.

Zasługą dr. Dudka jest, że to wszystko pokazał. Mnie najbardziej przerażało to, że rosnąca część wydatków państwa odbywała się poza kontrolą Sejmu. W 2022 roku to było 230 mld zł. To było rozwiązanie absolutnie niedemokratyczne, niesamowite – przymiotników można tutaj użyć jeszcze więcej.

Czy w takim razie do tego, abyśmy osiągnęli wzrost poziomu inwestycji, droga wiedzie tylko przez uzdrowienie finansów publicznych?

Nie tylko. Dotyczy to także wielu polityk publicznych. Jednak w wielu obszarach można odnotować poprawę, co widać w raporcie zespołu prof. Hausnera. Lepiej prowadzona jest chociażby polityka dotycząca rynku pracy i bezpieczeństwa pracy. Badania pokazują, że to też wpływa na wydajność, a w starzejącym się społeczeństwie bez odpowiedniego tempa wzrostu innowacyjności nie ma wydajności. Polityka promowania innowacyjności nie powinna być jednym z celów, tylko głównym celem. Bo jeżeli tak nie będzie, to Polska szybciej się zestarzeje niż dogoni kraje wysoko rozwinięte, jeśli chodzi o dochód narodowy na głowę. Jesteśmy w nieco podobnej sytuacji, jak Izrael przy końcu lat 60.

Mianowicie?

Wybuchła wojna sześciodniowa. Francja powiedziała temu małemu, średnio rozwiniętemu krajowi, że nie będzie dostaw nowoczesnej broni. Wtedy Izrael musiał postawić na politykę innowacyjną, żeby samemu tworzyć nowoczesną broń, w dużej mierze dzięki temu obronili się w kilku następnych wojnach. Wtedy powstało sławne biuro głównego naukowca Chief Scientist Office, potem był program współpracy firm izraelskich i amerykańskich BIRD, w latach 90. został uruchomiony program Yozma, gdzie startupom stworzono dostęp do venture capital. Było dużo inicjatyw, które doprowadziły do dzisiejszej sytuacji, w której Izrael ma tak dużą przewagę technologiczną nad państwami, które chciałyby na niego napaść, że nie decydują się na taki krok.

-not. jer

Partner rozmowy: Szkoła Główna Handlowa w Warszawie