Mieliśmy rozmawiać o najnowszym raporcie SGH dotyczącym zagrożeń nadmiernego długu publicznego. Tymczasem rozmawiamy w poniedziałek po wyborach prezydenckich i mamy nową rzeczywistość polityczną. Zacytuję ministra skarbu Jakuba Jaworowskiego, który na otwarciu Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie powiedział: było trudno, będzie bardzo ciężko…
Na pewno tak. Mamy ogromny konflikt polityczny, mamy Polskę podzieloną na pół politycznie, wyborczo. Aby mieć sprawczość w rządzeniu, trzeba mieć możliwość uchwalania ustaw. Patrząc z perspektywy ekonomicznej, praktycznej, przypuszczam, że ciężko będzie realizować zmiany, pewne sprawy gospodarcze czy naprawę finansów publicznych, gdy przejście ustaw (przez prezydenta – red.) nie jest pewne.
Gdy ekonomista mówi, że będzie ciężko, to zwykły Polak, konsument czy drobny przedsiębiorca jak powinien rozumieć te słowa?
Po pierwsze, mówiąc w sensie legislacyjnym, rząd, żeby mieć sprawczość, powinien współpracować z prezydentem.
Raczej na to się nie zanosi.
To więc się nie zmieni. Druga trudna sprawa związana jest z naszym raportem, do którego w ten sposób możemy nawiązać: stan finansów publicznych nie jest najlepszy, mamy nadmierny deficyt, drugi co do wielkości w całej Unii Europejskiej.
Przywołajmy liczby: 6,6 proc. PKB deficytu i 55,3 proc. PKB długu publicznego w 2024 r. To drugi co do wielkości wynik w UE po Rumunii. Co nam to mówi o stanie naszych finansów publicznych?
Ten wynik z roku na rok jest coraz gorszy. Rosną zagrożenia. Kolejne zagrożenie wynika też z raportu Komisji Europejskiej, która po raz pierwszy w historii przerzuciła Polskę do koszyka czerwonego, zapaliła czerwoną lampkę. Mówi nam to, że zagrożenia stabilności finansów publicznych w średnim okresie są bardzo wysokie. Do tej pory byliśmy w żółtym koszyku. To też nie za dobrze, ale przez wiele lat nie mieliśmy problemu z dynamiką długu. Mieliśmy wysokie deficyty, ale też bardzo wysoki wzrost i dług w relacji do PKB trochę wzrastał, ale później się stabilizował.
Teraz już tak nie jest, teraz będzie coraz trudniej. Z uwagi na demografię oraz na to, że dogoniliśmy już niektóre unijne gospodarki, wzrost gospodarczy w długim okresie będzie niższy niż był historycznie, a jednocześnie będziemy mieli bardzo wysoki deficyt, dodatkowo przy bardzo wysokich kosztach obsługi długu, które w naszym przypadku są najwyższe po Węgrzech. Jak wspomnieliśmy, w Unii co roku na zmianę jesteśmy raz za Rumunią, raz przed. Zatem ta trójka krajów nie wygląda ciekawie i to jest ogromne wyzwanie.
Nad Polską zgromadziły się chmury nadmiernego deficytu i żeby je rozgonić, nie wystarczą słowa. Trzeba mieć poważny, konkretny plan naprawy finansów publicznych. Jak to zrobić?
Mam w tej sprawie wielkie obawy, bo niestety wpadliśmy w pułapkę populizmu. Trzeba powiedzieć, skąd się wzięła ta trudna sytuacja finansów publicznych. Ona tak naprawdę zaczęła się już w 2022/23. Pomińmy okres pandemii COVID-19, wtedy wszystkie państwa zwiększały deficyt. Ale niestety deficyt bardzo urósł w ciągu dwóch lat – 2023 i 2024. Sygnalizowałem to już przed wyborami w 2023 r. Poprzedni rząd na kilkanaście dni przed wyborami opublikował strategię zarządzania długiem i tam w sposób ukryty pokazano, że „dług idzie na” 67 proc. Wtedy ukryto działania konsolidacyjne zapisem niejasnym dla przeciętnego obywatela. Pokazano, że dług będzie poniżej 60 proc., a tak naprawdę w ukryty sposób wskazane było, że „idzie na” 67 proc. Obecny rząd zastał więc de facto finanse publiczne nad przepaścią procedury nadmiernego deficytu. I niestety, coraz śmielej robi krok do przodu, zamiast próbować odejść w innym kierunku.
Kiedy spadnie w tę przepaść?
To trudno określić. Mamy pułapkę populizmu. Poprzedni rząd zostawił finanse w opłakanym stanie i z hipokryzją mówił, że nowy rząd ludziom zabierze, podczas gdy sam w tamtej strategii w sposób ukryty założył cięcia. Wiedział, że będzie procedura nadmiernego deficytu. (…) Wszystkie strony polityczne obiecują obniżki podatków, podczas gdy trzeba redukować deficyt. W naszym raporcie też piszemy o wydatkach.
Wydatki Polski są już porównywalne z Niemcami czy Szwecją.
Tak. Gdy pisaliśmy raport nie było jeszcze prognozy Komisji Europejskiej. Dziś jest i zgodnie z nią my już w przyszłym roku przeganiamy w wydatkach Szwecję i Niemcy, a te kraje mają ogromne wydatki. W zasadzie wejdziemy pod tym względem do pierwszej piątki, bo według Komisji będziemy razem z Włochami na piątym miejscu. Mamy mieć wydatki na poziome 53,6 proc., a Włosi 50,8 proc. To są wydatki ogromne.
Partner rozmowy: Szkoła Główna Handlowa w Warszawie