Od końca sierpnia ubiegłego roku, kiedy ruszył handel na NewConnect, emitenci pozyskali zeń ponad 245 mln zł, z czego 93 proc. stanowiły emisje prywatne (tzw. private placement). Emitenci chętniej korzystają z tej formy sprzedaży, ponieważ można ją przeprowadzić łatwiej i szybciej (kierowana jest do maksimum 99 podmiotów). By spółka została dopuszczona do obrotu, wystarczy dokument informacyjny zatwierdzony przez autoryzowanego doradcę.
Z kolei w ofertach publicznych (IPO) na NewConnect sprzedano akcje za około 15 mln. zł. Tu jednak obowiązujące procedury są takie jak na rynku regulowanym, więc spółki muszą sporządzić prospekt emisyjny do zatwierdzenia przez KNF. Te liczby nie robią oczywiście żadnego wrażenia, jeśli odniesiemy je do GPW, na której tylko w tym roku wartość ofert publicznych krajowych firm przekroczyła 1,4 mld zł. Ale wynika to ze specyfiki tego rynku, który przecież powstał dla firm dopiero budujących swoją biznesową pozycję. Jednak warto zwrócić uwagę, że średnia wartość spółki z tego parkietu to około 33 mln zł, podczas gdy przeciętna wartość 50 najmniejszych firm z GPW sięga zaledwie 26 mln zł.
NewConnect z założenia stworzony był z małych i średnich spółek o krótkiej historii, które potrzebują dokapitalizowania kwotami od kilkuset tysięcy do kilkunastu milionów złotych. Miały to być głównie spółki z sektorów innowacyjnych, choć to akurat niespecjalnie się udało. Wczorajszy debiutant, firma Sakama, prowadzi sieć restauracji sushi.
W subskrypcji prywatnej Sakana przydzieliła 673 tys. papierów 43 inwestorom. Za akcję płacili 2,97 zł. Tuż po otwarciu notowań walory debiutanta wyceniano na 9,7 zł, czyli o 226 proc. więcej, a ostatecznie podrożały aż o 310 proc. Spółka pozyskała prawie 2 mln zł.
Statystyczna firma udająca się na NewConnect pozyskuje z rynku niespełna 5 mln zł. Największą dotychczas emisję przeprowadziła w zeszłym roku spółka LUG – producent przemysłowych i dekoracyjnych opraw oświetleniowych. W prywatnej ofercie pozyskała 20,7 mln zł.