Ceny energii dla gospodarstw domowych miały zostać uwolnione już na początku tego roku i w listopadzie 2007 r. ówczesny prezes Urzędu Regulacji Energetyki podjął taką decyzję. Szybko jednak stracił pracę. Uwolnienie cen to niepopularne społecznie posunięcie, ale wygląda na to, że tym razem sytuacja z listopada ub.r. się nie powtórzy. Tym bardziej że decyzja o zniesieniu obowiązku uzgadniania taryf, a następnie jej cofnięcie wywołało duże zamieszanie na rynku. Prywatne spółki – Vattenfall i Stoen uznały decyzję o uwolnieniu za wiążącą i gdy nowy prezes URE Mariusz Swora zażądał przedstawienia taryf do akceptacji, nie przesłały ich. Kompromis udało się osiągnąć dopiero po kilku miesiącach. Łatwiej poszło ze spółkami sprzedającymi energię, które pozostają pod kontrolą państwa – bez dyskusji uznały fakt ponownego wprowadzenia regulacji.

Trudno ocenić, jakie szanse na obronę przed podwyżkami będą mieć odbiorcy. Mogą zmienić firmę, od której kupują energię, ale ceny i tak są w nich zbliżone, więc nie uda się zbyt wiele zaoszczędzić. I choć ostatnio szef URE podjął decyzje, dzięki którym cała procedura zmiany sprzedawcy jest prostsza i ma trwać krócej, to i tak część klientów nawet nie wie, że ma taką możliwość.

Możliwość złagodzenia podwyżek cen energii będzie miał prezes URE, bo nadal decyduje o wysokości opłat za dystrybucję, czyli przesłanie energii. A ten rodzaj kosztów to połowa rachunku za energię przeciętnego odbiorcy. Nie wiadomo jeszcze, czy stawki przesyłowe wzrosną w 2009 r., ale nie jest tajemnicą, że firmy dystrybucyjne też coraz głośniej przekonują, że potrzebują pieniędzy na inwestycje.

URE przygotował propozycje zmian w prawie, które miałyby ochronić najbiedniejszych odbiorców przed wzrostem cen. O taryfie społecznej, czyli niskich stawkach dla niezamożnych klientów, nie ma jednak mowy. Urząd proponuje natomiast dopłaty w ramach pomocy społecznej.