Polska droga do dojrzałego rynku

Każdy z krajów naszego regionu przyjął inny model tworzenia giełdy. Nasz okazał się najskuteczniejszy

Publikacja: 16.04.2009 02:56

Warszawska giełda.

Warszawska giełda.

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Równo 18 lat temu na ostatnim piętrze dawnej siedziby KC PZPR po raz pierwszy zabrzmiał giełdowy dzwon. – Po lewej stronie od windy była sala notowań, a na prawo był długi korytarz, tam biura maklerskie miały swoje pokoje – wspomina Jarosław Skorulski, makler nr 4 w Polsce, obecnie szef Allianz TFI. Na pierwszej w historii sesji inwestorzy mieli do wyboru akcje pięciu spółek (dziś jest ich blisko 400) – Tonsilu, Próchnika, Krosna, Kabli i Exbudu.

– Na niebieskich kartkach nosiliśmy zlecenia kupna, a na czerwonych sprzedaży. W biurach nie było systemu komputerowego ani połączenia z giełdą – dodaje Mirosław Kaczko, posiadacz licencji maklerskiej nr 9, dziś pracujący w DM ECM. Do końca 1991 roku sesje odbywały się tylko raz w tygodniu, a kurs był ustalany na fixingu. Od tego czasu zmieniło się prawie wszystko.

[srodtytul]Pieniądze w reklamówce[/srodtytul]

Pierwsi maklerzy byli głównie młodymi pasjonatami. Część z nich, jak Igor Chalupec, były prezes PKN Orlen (licencja nr 45), zrobili później kariery biznesowe – niektórzy, jak Grzegorz Wieczerzak były szef PZU Życie (licencja nr 2), od lat znajdują się na czołówkach gazet z innych powodów. Na początku działania giełdy nie było w Polsce wyspecjalizowanych instytucji, które mogły na niej inwestować, a banki musiały nabrać zaufania do rynku. Dlatego pierwsi inwestorzy, którzy przychodzili do biur maklerskich, to były osoby prywatne. Jednak po latach rozbratu z gospodarką rynkową ciężko było przekonać ludzi do kupna akcji, które od początku były jedynie elektronicznym zapisem w Krajowym Depozycie Papierów Wartościowych, bo nie miały materialnej postaci. Dlatego, jak wspominają maklerzy, na starcie najchętniej akcje kupowały osoby, które zajmowały się organizowaniem wymiany waluty na ulicach. Byli to cinkciarze, którzy jako najbardziej mobilni przedsiębiorcy finansowi z przełomu transformacji ruszyli na giełdę.

– To byli przedstawiciele polskiego „foreksu”, którzy wprowadzali w osłupienie zagranicznych inwestorów odwiedzających naszą giełdę – mówi Mirosław Kaczko. – Zdarzały się osoby, które przychodziły z reklamówką pieniędzy i pytały, gdzie można kupić te akcje – mówi Jarosław Skorulski. – Do dziś na giełdzie są tacy inwestorzy, którzy zaczynali wtedy od 10 tys. dolarów, a dziś mają prawdziwe fortuny – oczywiście są to jednostki – dodaje jeden z warszawskich maklerów.

[srodtytul]Pierwszy krach[/srodtytul]

Bolączką GPW na początku działalności była niska liczba notowanych spółek, dlatego rosnące zainteresowanie rynkiem powodowało, że akcje notowanych firm zostały wywindowane do absurdalnych poziomów. Pierwszy spekulacyjny bąbel pękł w 1994 r. Wtedy WIG w ciągu roku stracił ponad 70 proc. swojej wartości. – Ludzie przeżywali tragedie podobne do tych z roku 1929 na Wall Street, kiedy niektórzy skakali z okien – mówi Mirosław Kaczko.

Tych dwóch krachów nie można porównać, bo warszawska giełda miała w 1994 roku rozmiar mikroskopijny w porównaniu z wielkością polskiej gospodarki. W ubiegłym roku relacja kapitalizacji polskich firm do produktu krajowego brutto sięgnęła około 40 proc., ale teraz w wyniku bessy to 22 proc. Na największych rynkach mimo załamania przekracza 50 proc.

– Giełdowy kryzys z lat 30. miał ogromny wpływ na realną gospodarkę Stanów Zjednoczonych, w przypadku polskiego krachu sprzed 15 lat ucierpieli giełdowi spekulanci – ocenia Wojciech Białek, analityk CDM Pekao. Na fatalnym dla inwestorów 2008 roku stracili już jednak nie tylko spekulanci, ale też 14 mln klientów otwartych funduszy emerytalnych, które w akcje mogą inwestować do 40 proc. swoich aktywów.

[srodtytul]Regionalny lider[/srodtytul]

Twórcy warszawskiej giełdy oceniają, że dojrzałość rynku została już osiągnięta. – Chodzi m.in. o oferowaną paletę inwestycyjnych produktów, korzystną strukturę akcjonariatu czy samą gotowość polskich spółek do bycia przejrzystymi i otwartymi, co nie jest typowe w gospodarkach postkomunistycznych – mówi Wiesław Rozłucki, założyciel i wieloletni prezes GPW. Każdy z krajów w naszym regionie, który przeszedł transformację, przyjął inny model tworzenia rynku kapitałowego, nasz okazał się najskuteczniejszy.

W czym tkwi recepta na warszawską giełdę? – Od początku przyjęliśmy wysokiej jakości standardy zachodnie, a równocześnie z giełdą budowany był nadzór na rynkiem – mówi Jacek Socha, wiceprezes PricewaterhouseCoopers, który przez dziesięć lat był szefem Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. – Nie prowadziliśmy eksperymentów, lecz adaptowaliśmy sprawdzone rozwiązania głównie z amerykańskiego i francuskiego rynku.

[ramka][srodtytul]Beata Stelmach, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych [/srodtytul]

Zaledwie przez 18 lat udało się zbudować giełdę, która z powodzeniem rywalizuje z innymi europejskimi parkietami. Moim zdaniem należy kontynuować rozwój dużego regionalnego rynku, którym rządzą przejrzyste zasady. Giełdowi emitenci, czyli notowane spółki, dalej chcą się czuć częścią polskiej gospodarki. [/ramka]

[ramka][srodtytul]Robert Nejman, doradca inwestycyjny licencja nr 9[/srodtytul]

Inwestorom na warszawskiej giełdzie najbardziej brakuje możliwości krótkiej sprzedaży akcji, która umożliwia zabezpieczanie swoich inwestycji w akcjach i pozycji na giełdzie. Praktyczne możliwości korzystania z tego instrumentu doprowadziłyby do rozwoju na warszawskiej giełdzie instrumentów pochodnych. To przyciągnęłoby do nas nowych zagranicznych inwestorów i znacznie zaktywizowało krajowych graczy. [/ramka]

[ramka][srodtytul]Maria Dobrowolska, prezes Izby Domów Maklerskich [/srodtytul]

Życzeniem domów maklerskich na kolejne lata jest, by stały się współwłaścicielami warszawskiej giełdy i miały odpowiedni udział zarówno w kapitale, jak i organach giełdy. Już w 1992 r. giełda miała być sprywatyzowana z udziałem domów maklerskich, mam nadzieję, że w ofercie prywatyzacji ten postulat będzie uwzględniony. [/ramka]

Równo 18 lat temu na ostatnim piętrze dawnej siedziby KC PZPR po raz pierwszy zabrzmiał giełdowy dzwon. – Po lewej stronie od windy była sala notowań, a na prawo był długi korytarz, tam biura maklerskie miały swoje pokoje – wspomina Jarosław Skorulski, makler nr 4 w Polsce, obecnie szef Allianz TFI. Na pierwszej w historii sesji inwestorzy mieli do wyboru akcje pięciu spółek (dziś jest ich blisko 400) – Tonsilu, Próchnika, Krosna, Kabli i Exbudu.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy