[srodtytul]Dźwignia do rodzenia cieląt[/srodtytul]
Jest kącik radiowo-telewizyjny: lampowe radio z zielonym okiem i odbiornik z gramofonem pod klapą. Do tego prototyp wieży: gramofon Bambino i radio ze wzmacniaczem, wszystko wielkości sporej komody.
Znak czasów: dyplom dla załogi PGR Grabinek za zajęcie I miejsca w „międzyzakładowym współzawodnictwie pracy za rok 1969/1970 w grupie gospodarstw słabych ekonomicznie”. – Niektóre gospodarstwa były na minusie. Jeśli w jakimś czasie zmniejszyły stratę np. z 250 do 200 tysięcy złotych, to załoga dostawała premię – Błachuta objaśnia zasady pegeerowskiej ekonomiki.
Przewodnik pokazuje, czym księgowość rachowała zyski i straty – poczciwy kręciołek i enerdowska maszynka elektryczna Triumphator, którą programowało się za pomocą młoteczka. Sporą półkę zajmują liczydła. – Nasz księgowy umiał na tym mnożyć i dzielić. Nie poddał się, nawet gdy dyrektor zamówił elektryczne maszynki do liczenia.
Jest notes i teczka, z którą brygadzista objeżdżał pola (dar od emeryta z Drawska). I karty zużycia paliwa do ciągników. Niektórym traktorzystom paliwa schodziło wyjątkowo dużo. – Kontrola była, ale i tak kradli.
Jan Błachuta zakłada dziwny plecak i bierze do ręki kabel zakończony maszynką. Urządzenie piekielnie hałasuje. – To golarka do strzyżenia owiec, radziecka – objaśnia. Obok enerdowska, znacznie cichsza.
Zainteresowanie turystów wzbudza aparat do produkcji bimbru. Jest też centryfuga (urządzenie do oddzielania śmietany od mleka) i maselnica oraz dziwny trójkąt z dźwignią – przyrząd do wycieleń. – Przykładało się go do zadu krowy, przywiązując sznurkiem nogi rodzącego się cielaka, a potem delikatnie poruszało dźwignią. I cielak wychodził na świat. Dzięki temu stróż w nocy sam sobie dał radę. Inaczej trzech, czterech silnych facetów trzeba by szukać – opowiada przewodnik.
[srodtytul]Cześć ludziom pracy[/srodtytul]
Po roku już nikt nie boczy się na muzeum. „Życzę błogosławieństwa Bożego” – napisał jakiś ksiądz w księdze pamiątkowej. „Wzorowo utrzymane zabytki. Cześć ludziom pracy” – wpisali się letnicy.
Były wycieczki z Hajfy w Izraelu i z Australii. Emeryci z Drawska przy grillu wspominali, jak żyło się w czasach PRL. – W sezonie odwiedzili nas też harleyowcy – chwali się Bożena Kulicz. Z podziwem patrzyli na kukłę brygadzisty, który wita zwiedzających, siedząc na motorze marki Romet. Kombinezon z przydziału, beret i okulary jak narciarskie gogle.
Turyści zaglądają tu coraz częściej i zostawiają pieniądze. Może uda się za to kupić stary kombajn Bizon, który ma na zbyciu rolnik z pobliskiego Toporzyka. Chce 3 tysiące złotych. Organizatorzy muzeum zakładają właśnie stowarzyszenie: będą zbierać pieniądze na eksponaty. Myślą o zorganizowaniu pegeerowskiej kuchni i przejażdżek bonanzą po okolicy.
W biurze dawnego GS znaleźli plakat z hasłem „Uprzejmie i szybko obsługujemy ludzi pracy”, powiesili go przy wejściu do muzeum.