[b]Rz: Czy mieszkańcom Belgii i innych krajów Beneluksu trudno było się przestawić z narodowych walut na euro od 1 stycznia 2002 r.?[/b]
[b]Andre Sapir:[/b] My, mam tu na myśli Belgów, Holendrów oraz Luksemburczyków, w pewnym sensie mieliśmy już euro dużo wcześniej. Od wielu lat nasze waluty były powiązane z marką niemiecką. Nazywane to było strefą marki. Przejście na euro było zatem niezwykle proste. W Belgii po raz ostatni podejmowano decyzje w zakresie polityki kursowej na początku lat 90. Przyjęcie euro nie wiązało się więc z utratą suwerenności w tej dziedzinie. Zresztą ludziom nie przeszkadzało to, że już wcześniej nie było polityki kursowej. W samej Belgii, ze względu na podział na część francuskojęzyczną i niderlandzkojęzyczną oraz różnice w rozwoju gospodarczym między tymi dwoma regionami, dochodziło do sporów, jaką politykę kursową stosować. Z tego punktu widzenia lepiej było nie podejmować decyzji w tej dziedzinie. Przejście na euro więc właściwie nic nie zmieniło. Inaczej niż w krajach z wysoką inflacją, takich jak Włochy czy Hiszpania.
[b]Ze strony Holandii słychać czasem narzekania, że kurs w momencie przejścia z guldena na euro był przewartościowany i zaszkodził eksportowi. Czy w Belgii było tak samo?[/b]
Pod koniec lat 90. przewartościowana była niemiecka marka, co było efektem polityki gospodarczej prowadzonej po zjednoczeniu Niemiec. Tak naprawdę przed wprowadzeniem euro powinno się było zdewaluować markę, ale to było niemożliwe. Belgijski frank był powiązany z marką na całkiem korzystnym poziomie, nie ucierpieliśmy wtedy. A gospodarka niemiecka przez kilka lat po wejściu do strefy euro cierpiała. Dopóki nie nastąpiło ograniczenie płac i wzrost produktywności, co – wobec braku polityki kursowej – było rodzajem dewaluacji.
[b]Czy Belgowie narzekali na wzrost cen bezpośrednio po wprowadzeniu euro?[/b]