Od lat wiadomo, że hen, daleko, na półkuli południowej ludzie bardziej niż gdzie indziej kochają sport. W każdej postaci. Więcej niż 11 mln Australijczyków powyżej 15. roku życia przynajmniej raz w tygodniu bierze udział w jakichś zawodach, ćwiczy, bawi się sportem rekreacyjnie.
Tenis ma w tym dziele pozycję wyjątkową. Według Sweeney Sports Report z listopada 2009 r. aż 58 proc. Australijczyków uważa go za najbardziej interesujący sport. To także numer 1 w rankingu oglądalności telewizyjnej, zajmuje trzecie miejsce, gdy policzyć aktywnych graczy, oraz piąte pod względem liczby widzów na trybunach.
Data pierwszego turnieju Australian Open (1905) skłania do stwierdzenia, że ponad sto lat tradycji musiało przynieść efekty, lecz prawda jest trochę inna. Entuzjazm dla tenisa pojawił się wtedy, gdy Australijczycy zobaczyli, że potrafią się zmierzyć ze światem. W pierwszych i wielu następnych mistrzostwach Australii takich okazji nie było wcale.
Na wydzierżawioną od krykiecistów trawę przy St. Kilde Road w Melbourne przybyło 105 lat temu na pierwszy turniej ledwie 17 graczy. To były, dokładniej rzecz ujmując, mistrzostwa Australazji, aby można było uwzględnić gości z Nowej Zelandii. Przenoszone z miasta do miasta, z Melbourne do Sydney, z Sydney do Adelajdy, Brisbane, Perth, a nawet Christchurch i Hastings dopiero w 1927 roku zostały oficjalnymi mistrzostwami Australii, a w 1969 roku dodano do nich słowo „otwarte”. W 1972 roku nieco dłużej zakotwiczyły na trawiastych kortach zasłużonego klubu Kooyong w Melbourne, by wreszcie w 1988 roku przenieść się na korty twarde do Narodowego Centrum Tenisowego Flinders Park, dziś Melbourne Park.
Przez kilkadziesiąt lat tenisiści i tenisistki z USA i Europy rzadko odwiedzali odległy kraj. Nietrudno to wytłumaczyć. Pora w okolicy świąt Bożego Narodzenia nie sprzyjała dalekim wyprawom. Podróż statkiem z Ameryki na antypody zabierała na początku XX wieku sześć tygodni w jedną stronę i do tego kosztowała fortunę.