Australia – ojczyzna tenisistów

Wielki Szlem w Melbourne co roku przypomina, że sportową kulturę Australii przez lata pomagał kształtować tenis. Nie widać wprawdzie następców Roda Lavera i Margaret Court, ale pięknych tradycji nic Australijczykom nie zabierze

Publikacja: 15.01.2010 01:27

Drużyna Australii z Pucharem Davisa. Od lewej: Bob Mark, Neale Fraser, kapitan reprezentacji Harry H

Drużyna Australii z Pucharem Davisa. Od lewej: Bob Mark, Neale Fraser, kapitan reprezentacji Harry Hopman, Rod Laver i Roy Emerson, tuż po finałowym zwycięstwie 5:0 z Włochami 21 grudnia 1961 r. w Sydney

Foto: AFP

Od lat wiadomo, że hen, daleko, na półkuli południowej ludzie bardziej niż gdzie indziej kochają sport. W każdej postaci. Więcej niż 11 mln Australijczyków powyżej 15. roku życia przynajmniej raz w tygodniu bierze udział w jakichś zawodach, ćwiczy, bawi się sportem rekreacyjnie.

Tenis ma w tym dziele pozycję wyjątkową. Według Sweeney Sports Report z listopada 2009 r. aż 58 proc. Australijczyków uważa go za najbardziej interesujący sport. To także numer 1 w rankingu oglądalności telewizyjnej, zajmuje trzecie miejsce, gdy policzyć aktywnych graczy, oraz piąte pod względem liczby widzów na trybunach.

Data pierwszego turnieju Australian Open (1905) skłania do stwierdzenia, że ponad sto lat tradycji musiało przynieść efekty, lecz prawda jest trochę inna. Entuzjazm dla tenisa pojawił się wtedy, gdy Australijczycy zobaczyli, że potrafią się zmierzyć ze światem. W pierwszych i wielu następnych mistrzostwach Australii takich okazji nie było wcale.

Na wydzierżawioną od krykiecistów trawę przy St. Kilde Road w Melbourne przybyło 105 lat temu na pierwszy turniej ledwie 17 graczy. To były, dokładniej rzecz ujmując, mistrzostwa Australazji, aby można było uwzględnić gości z Nowej Zelandii. Przenoszone z miasta do miasta, z Melbourne do Sydney, z Sydney do Adelajdy, Brisbane, Perth, a nawet Christchurch i Hastings dopiero w 1927 roku zostały oficjalnymi mistrzostwami Australii, a w 1969 roku dodano do nich słowo „otwarte”. W 1972 roku nieco dłużej zakotwiczyły na trawiastych kortach zasłużonego klubu Kooyong w Melbourne, by wreszcie w 1988 roku przenieść się na korty twarde do Narodowego Centrum Tenisowego Flinders Park, dziś Melbourne Park.

Przez kilkadziesiąt lat tenisiści i tenisistki z USA i Europy rzadko odwiedzali odległy kraj. Nietrudno to wytłumaczyć. Pora w okolicy świąt Bożego Narodzenia nie sprzyjała dalekim wyprawom. Podróż statkiem z Ameryki na antypody zabierała na początku XX wieku sześć tygodni w jedną stronę i do tego kosztowała fortunę.

Często była to przeszkoda nie do ominięcia. Sławę australijskiego tenisa początkowo tworzyli więc ci, którzy zebrali fundusze lub byli dostatecznie bogaci , by podróżować po świecie z rakietą. Pierwszym z wielkich był Norman Brookes, który w 1907 roku wygrał Wimbledon, a potem z Tonym Wildingiem z Nowej Zelandii równie nieoczekiwanie zabrał Brytyjczykom na ich ziemi Puchar Davisa.

W następnym roku to Amerykanie podjęli wyzwanie. Przypłynęli do Melbourne.

[srodtytul]Chłopcy Hopmana [/srodtytul]

W 1908 roku Australię zamieszkiwało mniej niż 4 mln osób, w żyłach białych osadników krążyła krew dopiero trzeciego pokolenia brytyjskich więźniów. Na finał Pucharu Davisa przyszli ludzie, którzy nigdy nie słyszeli o tej rywalizacji, większość nie miała też wielkiego pojęcia o grze w tenisa. Wszystkie bilety jednak wyprzedano, nawet na dostawiane naprędce dodatkowe trybuny. Ten i następne zwycięskie mecze daviscupowe pomagały Australii w narodowej identyfikacji, niezależnie od dzielenia się sukcesem z Nową Zelandią.

Sir Norman Brookes miał potem piękną kartę wojenną, został także cenionym działaczem tenisowym. Puchar wręczany zwycięzcom turnieju męskiego Australian Open nosi dziś jego nazwisko.

Po I wojnie światowej australijski tenis dostał nowy impuls, gdy kolejny mieszkaniec Melbourne – Gerald Patterson – wygrał Wimbledon w 1919 i 1922 roku. Na ówczesnych przedmieściach miasta znanych jako Kooyong (w języku Aborygenów „kooyongkoot” znaczy siedlisko dzikiego ptactwa) zakupiono 17 akrów terenu i postawiono na nich 20 kortów trawiastych i osiem asfaltowych, dom klubowy i murowany stadion, taki, który wkrótce mógł godnie przyjąć mistrzostwa Australii.

Patriotyczne uniesienia na tych kortach wciąż jednak związane były z sukcesami, które przychodziły w Pucharze Davisa. Pomnikową postacią w latach 50. i 60. stał się Harry Hopman, tenisista, który sam nie zdobył zbyt wielu zaszczytów, ale w roli trenera i kapitana drużyny daviscupowej był bezkonkurencyjny.

Miał świetne oko do wyszukiwania talentów. Liczba mistrzów, jakich odkrywał, nie ma precedensu: Frank Sedgman, Lew Hoad, Ken Rosewall, Neale Fraser, Rod Laver, Fred Stolle, Roy Emerson, John Newcombe i Tony Roche to tylko ci najsławniejsi.

[srodtytul]Stacja benzynowa[/srodtytul]

Zapewnił Australii prawie 20 lat dominacji na kortach świata. Pierwszy raz był kapitanem reprezentacji już w 1938 roku, sławną srebrną wazę zdobył dla kraju rok później. Po przerwie wojennej zostawił jednak na kilka lat tenis dla dziennikarstwa w „Melbourne Herald”. Po powrocie zaczął erę Hopmana – od zwycięstwa nad USA w 1950 r. na nowojorskich kortach Forest Hills do 1967 roku i wygranej z Hiszpanią.

15 pucharów w 18 meczach.

Świadkowie epoki twierdzą, nie bez racji, że Harry Hopman był osobą trudną. Apodyktyczny, pedant, zwolennik radykalnej dyscypliny, „s...syn” – mówił o nim Stolle, ale zaraz dodawał, że swego syna Sandona posłał bez namysłu do jego szkoły.

Tenis był wówczas w Australii sportem, który na dobre wyszedł z ekskluzywnych klubów. W każdym publicznym parku były korty, małe lokalne ośrodki dawały szansę gry wielu chętnym. To właśnie w nich rodziła się generacja mistrzów, którzy na wiele lat ukształtowali sportowy wizerunek Australii.

Pokolenie Lavera, Rosewalla czy Hoada podbiło świat także dlatego, że była to grupa wędrownych przyjaciół: pokazywali światu wartość koleżeństwa, przestrzegali ducha sportu i naprawdę umieli walczyć dla drużyny.

Hopman przez długie lata musiał dawać sobie radę nie tylko z temperamentem swoich graczy, ale także z nadchodzącą nieubłaganie erą tenisowego zawodowstwa. Sedgmana przytrzymał w amatorstwie rok dłużej metodą klin klinem – ogłosił publiczną zbiórkę na fundusz wsparcia i za zebraną kwotę 5473 funtów kupił sportowcowi i jego żonie „prezent dla nowożeńców” – stację benzynową.

Gdy Sedgman i inni jednak przeszli do zawodowego cyrku Kramera, znalazł młodszych następców, równie zdolnych, równie mocno poruszających wyobraźnię rodaków. Klimat tamtych lat i meczów daviscupowych był niezwykły.

Pierwszy po II wojnie światowej finał w Australii rozegrano w 1952 roku w Sydney, na kortach White City. Nawet na treningi przychodziły setki gapiów. W czasie spotkania w tym miejscu dwa lata później ustanowiono frekwencyjny rekord świata – na trybunach zasiadło 25 578 osób.

Gdy w 1953 roku grano na kortach Kooyong, trybuny na tę okazję powiększono do 17 500 miejsc. Motorniczy tramwaju jadącego ulicą obok kortów w porze gry zatrzymywał wagon, wchodził na dach i, narażając się na niebezpieczeństwo porażenia prądem, informował pasażerów o wyniku meczu.

Gdy 18-letni Ken Rosewall stanął wówczas przy stanie 2-1 dla Amerykanów przed pierwszym z wielkich wyzwań swej długiej i pięknej kariery, odbierał telegramy o treści: „Australijskie matki są z Tobą!”. Jedna była na pewno – jego własna, gdyż została w trybie pilnym przywieziona samolotem z Sydney na koszt australijskiej federacji tenisowej, by wspierać syna. Po zwycięskim meczu Lewa Hoada kibice krzyczeli do obecnego na trybunach premiera Roberta Menziesa: „Bob, daj mu tytuł szlachecki!”. Takie czasy i obyczaje.

Era Hopmana trwała do 1969 roku, skończyła się z początkiem profesjonalizmu w tenisie. Podobno słynny trener trochę złagodniał, gdy musiał wyjechać za pracą do Ameryki. Tam też robił swoje, zdążył przyłożyć rękę m.in. do karier „okropnych chłopców” tenisa Johna McEnroe i Vitasa Gerulaitisa, którzy jednak zawsze mówili o swym mentorze „pan Hopman”. Pamięć po nim utrwala oryginalny turniej – nieoficjalne mistrzostwa świata drużyn mieszanych (kobieta plus mężczyzna) rozgrywany tradycyjnie na przełomie roku.

[srodtytul]Mniejszy świat [/srodtytul]

Dopiero w latach 80. znaczenie wielkoszlemowego Australian Open przerosło dawne mecze daviscupowe. Powody znamy: świat zmalał, gdy samoloty stały się coraz szybsze, pojemniejsze i tańsze; system rozgrywek i wielkie pule nagród wreszcie zachęciły do wizyt na antypodach. Poza tym gorąca zima w Melbourne ma jednak swój urok. Tenisiści wspominają o nastroju zabawy, który im potem szybko mija w miarę zmęczenia sezonem. Jeśli ktoś z wielkich narzeka, to tylko na upały i termin, bo przerwa świąteczna wydaje się niektórym wciąż za krótka.

Australijczycy nauczyli się tenisa, nauczyli się wysoko cenić swoją tenisową tradycję. Jak w wielu innych krajach obowiązuje tam znany system honorowania wielkich sportowców – umieszczanie nazwisk w Galerii Sław. Tenisistek i tenisistów jest tam mnóstwo, także tych z ostatnich, mniej tłustych, lat. Twórcy galerii doszli do wniosku, że z listy należy wybrać tych, których osiągnięcia są wyjątkowo znaczące, i stworzyli jeszcze bardziej prominentną Galerię Legend. Wybrali 30 osób. Tenis reprezentują: Margaret Smith Court, Evonne Goolagong Cawley, Rod Laver i Ken Rosewall.

Tych legend prędko nie przybędzie. Nawet z pomocą tenisowych imigrantów z Bałkanów czy krajów wschodniej Europy Australia na razie nie poprawia pięknych wielkoszlemowych statystyk, nie gra w Grupie Światowej Pucharu Davisa czy Pucharu Federacji. Inwestowane w rozwój tenisa przychody z Australian Open (38 mln dol. w 2009 r.) na razie nie zmieniają tego stanu.

Są tacy, którzy twierdzą, że brak mistrzów i mistrzyń rakiety nie powinien nikogo martwić, że to – przekornie – znak dostatku i sukcesów społeczeństwa. Australijczycy są bogatsi, bardziej zadowoleni z życia i spełnieni poza sportem wyczynowym. Już nie muszą leczyć kompleksów tenisem, mogą się nim tylko bawić i robią to z zapałem. Tylko pozazdrościć.

Od lat wiadomo, że hen, daleko, na półkuli południowej ludzie bardziej niż gdzie indziej kochają sport. W każdej postaci. Więcej niż 11 mln Australijczyków powyżej 15. roku życia przynajmniej raz w tygodniu bierze udział w jakichś zawodach, ćwiczy, bawi się sportem rekreacyjnie.

Tenis ma w tym dziele pozycję wyjątkową. Według Sweeney Sports Report z listopada 2009 r. aż 58 proc. Australijczyków uważa go za najbardziej interesujący sport. To także numer 1 w rankingu oglądalności telewizyjnej, zajmuje trzecie miejsce, gdy policzyć aktywnych graczy, oraz piąte pod względem liczby widzów na trybunach.

Pozostało 94% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy