Kobiety, które są powietrzem

Jak żyć z siedmiorgiem dzieci w kraju bez polityki rodzinnej? Jak wycenić pracę kobiet w domu? – opowiada Katarzynie Jaruzelskiej-Kastory prezes Związku Dużych Rodzin Trzy Plus Joanna Puzyna-Krupska

Publikacja: 11.03.2010 23:03

Rodzina Krupskich. Od lewej: Tomek, Joanna, Janusz, Łukasz, Marysia, Piotr, Tereska, Paweł, Jaś

Rodzina Krupskich. Od lewej: Tomek, Joanna, Janusz, Łukasz, Marysia, Piotr, Tereska, Paweł, Jaś

Foto: Fotorzepa, Jacek Her Jacek Her

[b]Czy wszystkie pani dzieci mają własne pokoje?[/b]

W tej chwili tak, ale doszliśmy do tego nie od razu. Wcześniej przenosiliśmy się kilka razy z całą dzieciarnią. Mamy siedmioro dzieci. Mieszkały po troje w pokoju. Dopiero, gdy szóste się urodziło, zamieszkaliśmy w naszym domu w stanie surowym. Częste przenosiny i małe mieszkania powodowały nieporozumienia i kumulowały agresję. Chcieliśmy, by każde miało swoją przestrzeń. Jeden syn już się wyprowadził, skończył wzornictwo przemysłowe. Drugi kończy w tym roku Akademię Muzyczną, trzeci jest na rzeźbie.

[b]Jesteście rzadkim dzisiaj modelem rodziny?[/b]

Jest rzadki, ale jednak w Polsce 17 proc. rodzin ma trójkę i więcej dzieci. A w Czechach jest tylko 5 proc. takich rodzin. U nas 33 proc. dzieci pochodzi z rodzin 3 plus. W Polsce jest jeden z najniższych wskaźników dzietności – 1,2. Rodzin z czwórką dzieci jest 5 proc. Takie jak moja to jakiś ułamek.

Byliśmy zawsze najliczniejszą z rodzin w szkołach. Ale znam pana, który ma 15 dzieci, prowadzi fundację i jeszcze pomaga innym.

[b]Skąd taki wzór? Z tradycji?[/b]

Przed II wojną w Polsce wielodzietnymi nazywano rodziny powyżej sześciorga dzieci. I nie było niczym nadzwyczajnym tyle mieć. Moja prababka urodziła 18. Ale to była liczna rodzina.

[b]Ta tradycja umarła czy funkcjonuje w jakimś środowisku?[/b]

Rodziny wielodzietne są we wszystkich warstwach, wśród wierzących i niewierzących. We Francji się mówi, że jak liczna rodzina, to arystokratyczna. W Polsce też bywa, że rodziny o starych korzeniach są wielodzietne.

Uważano, że rodziny wiejskie są wielodzietne, ale one zrównują się dziś z miejskimi. Mówi się, że rodziny patologiczne są liczne. To stereotyp. Na pewno są takie, gdzie matka ma kolejne dziecko z kolejnym panem. Ale ze znanych mi badań nie wynika, żeby dysfunkcyjność łączyła się z wielodzietnością.

Na pewno jednak bieda dotyka rodziny wielodzietne częściej.

[b]Mamy współczynnik 1,2. Nie odnawiają się pokolenia. Czy państwo polskie dba o dzieci?[/b]

Moim zdaniem wręcz zapomniało o dzieciach. I to się dokonało w ostatnim XX-leciu. W okresie transformacji ustrojowych. W 1989 r. zasiłek rodzinny, który był powszechny, stanowił 8 proc. przeciętnej pensji, w tej chwili jest to 2 proc. Żeby dziś otrzymać zasiłek, tzw. kryterium dochodowe wynosi 504 zł na osobę miesięcznie. On i tak jest bardzo niski. 64 zł na dziecko. Wzrasta z jego wiekiem.

[b]Polityka rodzinna jest dla biednych ludzi?[/b]

Polityka rodzinna przez wprowadzenie kryterium dochodowego nabrała cech polityki socjalnej. Skierowana jest tylko do tych biedniejszych.

Od 1995 r. zasiłek przysługuje tylko rodzinom o dochodach niższych niż 50 proc. przeciętnej płacy. Z tym że ta kwota 504 zł to jest mniej niż 50 proc. dzisiejszej pensji. Ona od sześciu lat jest niewaloryzowana.

To jest kuriozum. Waloryzuje się corocznie emerytury i renty oraz chyba zasiłek pogrzebowy, jest taki obowiązek. Natomiast kryterium dochodowego przysługującego na dzieci nie waloryzuje się od 2004 r. Od sześciu lat jest ten sam próg. Dlatego spada liczba osób, którym przysługuje ten zasiłek. Przez te sześć lat aż prawie 2 mln osób wypadło z prawa do niego. Wzrosły ceny, płace, następuje inflacja, a próg jest ten sam.

[b]A może ta polityka ma zniechęcać do rodzenia dzieci. Może powinni je mieć tylko bogaci?[/b]

Polityka rodzinna powinna pobudzać wszystkich, także bogatych. Ale obecna nikogo nie pobudza.

[b]Więc jaka powinna być?[/b]

Powszechna, skierowana do wszystkich rodzin, które chcą mieć dzieci. Powinna zachęcać do zakładania rodziny. I oczywiście do dobrego jej funkcjonowania. Ma mieć charakter profilaktyki, tzn. zapobiegać popadaniu w ubóstwo.

[b]Gdzie szukać wzorów?[/b]

Francja jest przytaczana jako przykład. Osiągnęła sukces jako jedyny kraj europejski.

[b]Jaka polityka jest we Francji?[/b]

Historia polityki rodzinnej we Francji niedługo będzie miała 100 lat. Karta dużej rodziny czy zniżki zależne od liczby dzieci funkcjonują od 1921r.

Po II wojnie de Gaulle przywiązywał dużą wagę do wykształcenia mechanizmów tej polityki. Stworzył UNAF – platformę stowarzyszeń rodzinnych, która ma bardzo duże uprawnienia. Bez konsultacji z nią rząd nie ma prawa wprowadzić żadnej ustawy.

Najbliższe jest mi myślenie o polityce francuskiej, ponieważ jest korzystna dla dużych rodzin. Mając pięcioro dzieci, rodzice dostają taki zasiłek, że mogą się opiekować dziećmi i jest kwestią ich wyboru, czy idą do pracy. Praca przy piątce dzieci to dwa etaty.

[b]Ile lat była pani w domu?[/b]

Ja pracowałam 20 lat w domu. Miałam bardzo krótkie odstępy między dziećmi.

[b]20 lat pracowała pani intensywnie w jednym zakładzie pracy, nazwijmy go dom... [/b]

Tak. W takim bardzo ważnym przedsiębiorstwie, przy produkcji kapitału ludzkiego.

[b]Czy ze społecznego punktu widzenia matka nie powinna być traktowana jako pracownik...[/b]

Mogę powiedzieć, że nie jest tak traktowana. Jest traktowana jak powietrze. Ja żadnej emerytury nie otrzymam, nie przysługują mi żadne świadczenia. Przysługiwał mi urlop wychowawczy przez pewien czas. Moja koleżanka ma siedmioro dzieci, a pierwsze miała na studiach. Z tego powodu nie przysługiwał jej nawet zasiłek macierzyński ani wychowawczy. Dziś nie przysługuje jej absolutnie nic. Praca, którą włożyłyśmy w wychowanie dzieci, jest uznawana przez państwo za pracę społeczną, nieodpłatną. Nawet w odbiorze społecznym jest ona przecież nazywana „siedzeniem w domu ” bądź „niepracowaniem”.

[b]Znam z autopsji, to nieprzyjemne...[/b]

Szlag mnie trafiał, gdziekolwiek rozmawiałam z jakimś urzędnikiem i on mnie pytał o pracę. Mówię, że pracuję w domu, a ten urzędnik do mnie uparcie, to znaczy, że pani nie pracuje. Ponieważ mam duże poczucie wartości tego, co robię, więc zawsze wchodziłam w spór. Bo nie bardzo rozumiem, dlaczego tak nazywa się moją pracę. Od strony ekonomicznej ma w końcu dla państwa ogromną wartość.

[b]Jakby to przeliczyć na koszty kucharki, sprzątaczki, opiekunki dla dziecka i kierowcy, wychodzą bajońskie sumy. Ale pani nie zajmuje miejsca pracy.[/b]

No tak, na rynku pracy nigdzie nie funkcjonuję. Ale wyliczono, że praca domowa kobiet, to jest 30 proc. PKB. W Polsce to się nie przekłada na to, co otrzymują kobiety.

[b]Może należy wprowadzić bykowe? Nazwijmy je dzisiaj – singlowe?[/b]

To był punkt wyjścia refleksji nad polityką rodzinną w latach 20. XX wieku w Europie. Obserwacja, że płaca pracownika, który ma rodzinę, nie powinna równać się płacy pracownika, który nie ma rodziny. Bo jest w tym niesprawiedliwość.

Z drugiej strony przecież ten, kto ma rodzinę, pracuje też na to, żeby następne pokolenie było zabezpieczone np. emerytalnie. To powinno mieć dla niego konkretny wymiar ekonomiczny. I to powinien być punkt widzenia państwa. Jeśli obywatele nie będą wykonywali tej pracy, to społeczeństwo przestanie istnieć i nie będzie komu zajmować się starszymi.

[b]Czy pani zdaniem matki w domu są dyskryminowane? To modne słowo.[/b]

Jeśli używać tego słowa, to ono tutaj najbardziej pasuje. Tak, uważam, że to jest prawdziwa dyskryminacja. Wyłączenie poza nawias kobiet, które mają dużo dzieci.

[b]W jakim kierunku idzie polityka Ministerstwa Pracy.[/b]

W tej chwili jest projekt założeń do ustawy o formach opieki nad dziećmi do lat trzech. To ustawa, która idzie w kierunku realizacji założeń strategii lizbońskiej. Mówią one o tym, że w roku 2012 w Europie 33 proc. dzieci powinno korzystać ze żłobka. I 90 proc. być objętych opieką przedszkolną.

Ja nie jestem przeciwko żłobkom. Chcę przestrzec przed bezkrytycznym przyjmowaniem strategii lizbońskiej. Mamy inne doświadczenia związane ze żłobkami. W okresie komunistycznym, kiedy to było trendem politycznym. Podobnie myślą Czesi.

My uważamy, że to, co nazywa się założeniami do ustawy „o formach opieki nad dziećmi do lat 3”, jest w zasadzie założeniami do ustawy „o formach pozarodzinnych opieki nad dziećmi do lat 3”.

[b]Posyłanie do żłobków jest złe?[/b]

Nie, ale w jakiś sposób zafałszowuje sytuację sformułowanie, że to dotyczy wszystkich form opieki nad dziećmi do lat trzech. To tylko

2 proc. dzieci! Przecież 98 proc. dzieci w Polsce podlega opiece rodzinnej. Ta ustawa nie dotyczy formy opieki nad dziećmi do lat trzech, która w Polsce występuje w 98 proc. Dla tak małego dziecka ważne są trwałe, bezpieczne relacje z matką i z ojcem, dorosłą osobą opiekującą się nim. Wielu rodziców chce pójść do pracy, ale wielu też chce być z dziećmi. Większość kobiet musi iść do pracy, ponieważ nie ma rozsądnej formy urlopu wychowawczego.

[b]A jak jest w innych krajach?[/b]

Wracam do wzoru francuskiego. Tam jeśli rodzic decyduje się na przerwanie pracy, bo chce się opiekować dzieckiem do lat trzech, dostaje na to świadczenia. Jeśli rodzic decyduje się na pracę i nianię, to też jest wspierany przez państwo. Jeśli wysyła dziecko do żłobka – także. To rodzic decyduje, gdzie idą te pieniądze, jakiej chce opieki nad dzieckiem.

[b]Tak byście chcieli. Ale w Polsce pieniądze idą za matką, która wraca do pracy. [/b]

Tak. Na każde dziecko, które jest w przedszkolu, gmina dotuje ok. 1500 złotych (w Warszawie – red.). Te dotacje są z naszych kieszeni. Jeżeli ja nie posłałam żadnego swojego dziecka do przedszkola, to miałam przedszkole w domu. Musiałam z podatków mojego męża dotować przedszkola tych matek, które poszły do pracy. I to też uważam w jakiś sposób za niesprawiedliwe. Znowu mojej pracy nie traktuje się jako pracy, natomiast pracę przedszkolanki, do której dokłada państwo, oczywiście tak.

[b]Pani dzieci nie chodziły do przedszkola? [/b]

Niektóre chodziły. Ale niektóre w ogóle nie chodziły do zerówki. Wtedy nie była obowiązkowa.

[b]Jak wyglądał pani dzień jak dzieci były małe? [/b]

Był taki rok, kiedy miałam szóste dziecko przy piersi... To był szaleńczy rok. Dziś nie wiem, jak potrafiłam to zrobić. Miałam dom w stanie surowym i wodę w studni. Nie miałam samochodu, telefonu. Była sławojka. Dwójka chłopców na nocnikach, dziewczynka przy piersi. Drugi chłopczyk był bardzo alergiczny. Odperzyłam działkę, posadziłam tam kartofle i jarzyny i jeździłam po kozie mleko dla niego na rowerze. Wszystkich trzech chłopców przeniosłam tutaj do szkoły w Otrębusach. W szkole były hece. Dwóch jeździło na skrzypce. Potem do szkoły muzycznej, na początku też autobusem. Przez lata non stop jeździłam na zajęcia. Najistotniejszą nauką była umiejętność reagowania na to, co się dzieje.

[b]Dziadkowie byli zatrudnieni? [/b]

Moja mama, pani profesor, była zatrudniona do prania. Dziadek do wożenia prania. Nie było pralki.

[b]Czy pani i pani koleżanki realizują się w tym, że są w domu? [/b]

Lubię pracę społeczną, ale tęsknię do realizowania się w domu tak całkiem. Jestem z wykształcenia psychologiem. Prowadzenie domu to znakomite pole do realizacji siebie. To jest praca dla psychologa, który ciągle odpowiada na wezwania związane z relacjami. To psychologia rozwojowa w praktyce. Pedagogika w praktyce.

[b]Czy rodzina wielodzietna jest postrzegana serdecznie, czy niechętnie?[/b]

Ludzie na mnie zawsze reagowali z zaciekawieniem. Byłam inna ze swoją ilością dzieci. Ja to lubiłam. Jak nie miałam samochodu i korzystałam z komunikacji, to nie zdarzały mi się przejazdy bez rozmów. Wszyscy mnie zaczepiali. Pytali: jak sobie można poradzić?

[b]Nie spotkała się pani z niechęcią?[/b]

Jedna pani w kolejce z taką głęboką refleksją w oczach powiedziała: ojej, pierwszy raz widzę, żeby człowiek wykształcony miał tyle dzieci.

[b]Środowiska feministyczne mają dość pogardliwy stosunek do tzw. matek Polek...[/b]

Bardziej mnie raniły sformułowania w mediach. Pani Bunda pisała w „Polityce”, że taka kobieta, która dwa, trzy lata spędzi przy dziecku, to już nic nie jest w stanie przeczytać poza jakimś prymitywnym pismem. Albo zdania pani Środy: te kobiety, to jak królice rodzą. Balcerowicz powiedział kiedyś, że on nie chce żadnych zasiłków, bo na tych wielodzietnych pijaków nie będzie dawał. Miller się wypowiadał – siedlisko patologii te rodziny wielodzietne. Ta ilość artykułów, które pokazują wielodzietność w kontekście biedy i patologii, jest upokarzająca.

[b]Dziś 30-latki odsuwają decyzję o dzieciach. Kiedy urodziło się pani pierwsze...[/b]

Miałam 26 lat.

[b]Czy wszystkie pani dzieci mają własne pokoje?[/b]

W tej chwili tak, ale doszliśmy do tego nie od razu. Wcześniej przenosiliśmy się kilka razy z całą dzieciarnią. Mamy siedmioro dzieci. Mieszkały po troje w pokoju. Dopiero, gdy szóste się urodziło, zamieszkaliśmy w naszym domu w stanie surowym. Częste przenosiny i małe mieszkania powodowały nieporozumienia i kumulowały agresję. Chcieliśmy, by każde miało swoją przestrzeń. Jeden syn już się wyprowadził, skończył wzornictwo przemysłowe. Drugi kończy w tym roku Akademię Muzyczną, trzeci jest na rzeźbie.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko