Grecja na zakręcie

Historia nas osądzi – powtarza rząd, domagając się, by Grecy zaakceptowali wyrzeczenia i drastyczny plan ratowania gospodarki. Ale społeczeństwo odmawia

Aktualizacja: 14.05.2010 04:07 Publikacja: 13.05.2010 21:36

Ateny

Ateny

Foto: AFP

[b][link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]Więcej publicystyki ekonomicznej co piątek w dodatku {eko+}[/link][/b]

Premier Jeorjos Papandreu może sobie mówić, że Grecy powtórzą heroiczną odyseję i po wielu trudach dotrą do Itaki. Jednak każde greckie dziecko wie, jak skończyła się ta epopeja – Odyseusz wrócił do domu, ale wszyscy jego towarzysze zginęli po drodze.

Część Greków nie wierzy w powodzenie reform. Najwyraźniej uważają, że mimo pomocy Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego państwo może zbankrutować. Transferują więc pieniądze z greckich banków na Cypr i do Włoch.

Cierpi grecka duma narodowa – bezduszni europejscy księgowi i biurokraci dyktują warunki krajowi, który jest kolebką europejskiej cywilizacji. – Grecy stają się niewolnikami. To koniec naszej suwerenności, mamy marionetkowy rząd. Angela Merkel działa jak agent MFW. Są wszelkie podstawy, by wierzyć w teorie spiskowe – mówi 52-letni Kostas, właściciel księgarni, który przyszedł na kolejną demonstrację przed grecki parlament.

Tak jak on myśli wielu. Minister finansów, apelując o przyjęcie wartego 30 mld euro pakietu oszczędnościowego w zamian za sięgające 110 mld pożyczki UE i MFW, mówił: albo akceptujemy warunki UE i MFW, albo bankrutujemy i wychodzimy z eurolandu. Jednak Grecy nie wierzą, że jest tylko taka alternatywa.

– Komu zależało, by zniszczyć nasz naród? – publicznie pytał kompozytor i polityk Mikis Theodorakis, żywa grecka legenda (to on skomponował m.in. muzykę do filmu „Grek Zorba"). I sam odpowiedział: za międzynarodowym spiskiem, w którym uczestniczyły agencje ratingowe i światowe media, dyskredytujące Grecję, stoi imperializm amerykański.

Grekom trudno przyznać, że kondycja ich państwa jest tak fatalna. Przecież jeszcze sześć lat temu, organizując igrzyska olimpijskie, reklamowali się sloganem "Little nation miracle" ("Cud niewielkiego narodu"). A jeśli nawet wierzą, że – jak mówi prezydent Karolos Papulias – tylko jeden nieostrożny krok dzieli ich od przepaści, to zadają sobie gorzkie pytanie, czyja to wina.

– Odpowiedzi są różne. Pojawia się nawet zwątpienie w kapitalizm, bo to on generuje kryzys. Niektórzy mówią, że zawiniła cała grecka klasa polityczna, bo kolejne ekipy zapowiadały reformy, ale ich nie realizowały. Inni oskarżają instytucje europejskie, że nie wypracowały mechanizmu kontroli fiskalnej i wreszcie międzynarodowych spekulantów – mówi "Rz" Giorgos Gynos, analityk think-tanku Hellenic Foundation for European & Foreign Policy.

Wprawdzie zgodnie z sondażami ponad dwie trzecie Greków uważa, że winę ponoszą wszystkie kolejne rządy, ale i tak kozła ofiarnego szuka gdzie indziej. Najbardziej nielubianym politykiem jest niemiecka kanclerz Angela Merkel – nie tylko długo zwlekała z pomocą dla Grecji, ale upokarzała ją pouczeniami. Wyprzedziła nawet premiera Turcji, odwiecznego wroga Grecji. Na czele stawki zaufania jest zaś prezydent Francji Nicolas Sarkozy. A także oczywiście rosyjski premier Władimir Putin, jako że Grecy tradycyjnie mają serce po lewej stronie i grecka ulica wierzy, że gdyby ich rząd zechciał, to mógłby zaciągnąć niskooprocentowane pożyczki od Rosji i uratować gospodarkę.

–Związek oparty na miłości i nienawiści, tak trzeba określić stosunek Greków do Europy. Teraz nastroje przechylają się trochę w tę drugą stronę – mówi Giorgos Gynos, który zanim został analitykiem, przez długie lata był funkcjonariuszem Komisji Europejskiej.

Politycy greccy przyznali, że fałszowali statystyki, by spełnić kryteria wejścia do UE, a potem strefy euro, ale rodakom wskazali okoliczności łagodzące. Sędziwy Konstantinos Mitsotakis, były premier konserwatywnego rządu, oświadczył, że to brukselscy biurokraci deprawowali Greków i podpowiadali im, jak fałszować statystyki. – Mimo wszystko jesteśmy jedną europejską rodziną. A kiedy jeden członek rodziny szasta pieniędzmi, za często sięgając po karty kredytowe, to wszyscy krewni powinni solidarnie je spłacać – podkreśla Gynos.

Przypominam sobie te słowa, gdy w ateńskim metrze, w sztucznych tłoku stworzonym przez młodzież w koszulkach z Che Guevarą, tracę kilkadziesiąt euro i kartę kredytową. To mój wkład w solidarne ratowanie gospodarki Grecji.

[srodtytul]Buntownik z koktajlem[/srodtytul]

Na jednej z centralnych ulic Aten przed trzypiętrowym budynkiem są kwiaty i znicze. Dziecięcy rysunek, przypięty do jednej z wiązanek, pokazuje dramatycznie gestykulujących ludzi, wychylonych przez balustrady balkonów. Na kartce ktoś napisał po angielsku, tak jakby chciał, by przeczytali to nie tylko Grecy "Hańba mordercom i tym, którzy ich chronią".

- To musiało się stać prędzej czy później. Kiedy na demonstracjach rzuca się koktajlami Mołotowa, ktoś w końcu zginie – mówi przygnębiony Elias Maglinis, dziennikarz gazety "Kathimerini". 5 maja był kilkadziesiąt metrów od siedziby Marfin Egnatia Banku, nie zdając sobie sprawy, że w jego wnętrzu duszą się ludzie. Detale tragicznych zajść poznano potem – troje pracowników banku, w tym kobieta w ciąży, zginęło na schodach. Strażacy nie dotarli na czas, blokowani przez grupy młodzieży krzyczącej "precz z juntą banków".

– Przerażające jest powszechne przyzwolenie na przemoc. W greckiej kulturze jest kult buntownika: walczyliśmy z Turkami, z niemieckim okupantem, przeciwko dyktaturze wojskowej. Młody człowiek z zasłoniętą twarzą i butelką benzyny w ręce dla wielu Greków jest bohaterem – mówi Elias Maglinis.

Część greckiej klasy politycznej miała nadzieję, że tragedia podczas największych od czasu obalenia junty w 1974 r. demonstracji spowoduje, że przyjdzie opamiętanie i skończy się społeczna akceptacja przemocy. – Prawo do protestów kończy się tam, gdzie zaczyna prawo do życia innego człowieka – mówił prezydent Papulias. Jednak po demonstracjach, w parlamentarnej debacie będący w opozycji wobec rządzącej partii PASOK komuniści, a także koalicja lewicowych sił SYRIZA używali tradycyjnej dla siebie retoryki o policyjnych prowokatorach.

Wbrew obiegowym opiniom, zrewoltowana młodzież kryjąca się za kominiarkami i arafatkami to wcale nie pozbawieni perspektyw desperaci. Wielu z nich pochodzi z bogatych rodzin. W dzień krążą po pobazgranych rewolucyjnymi grafitti uliczkach wokół Politechniki, przerzucają się zaczepkami z policjantami z jednostek specjalnych. Wieczorem wracają do rezydencjalnych dzielnic i domów z basenami.

– Greckie uczelnie są w stanie ciągłego wrzenia, kadra akademicka jest lewicowa. Od obalenia junty uczelnie mają immunitet i z niego korzystają. Po każdej zadymie młodzież, nawet niemająca nic wspólnego ze studiami, chroni się na uczelniach, gdzie policja nie ma prawa wstępu. W rocznicę wystąpień studenckich przeciwko juncie w 1973 r., politechnika przekształca się w miasteczko rebeliantów, którzy palą tam ogniska i uczą młodszych rzucać koktajle Mołotowa – opowiada grecka dziennikarka.

Można wskazać palcem mordercę urzędników z banku Marfin Egnatia. Jest nim właściciel banku, który nie puścił ich do domu, gdy trwały protesty, a także zaniedbał zrobienie drugiego wyjścia – mówią mi demonstranci siedzący w pokojowej tym razem manifestacji pod greckim parlamentem. Jeśli oczekiwałam od moich subtelnych rozmówców – właściciela księgarni, żony wykładowcy akademickiego i nauczycielki baletu – że okażą współczucie ofiarom zamieszek, to szybko zdaję sobie sprawę, że się myliłam. Zdecydowanie żądają za to współczucia dla siebie. To przecież także oni zapłacą cenę antykryzysowych cięć rządowych.

[srodtytul]Polityka, głupcze[/srodtytul]

Jeśli podniesie się VAT, ich poziom życia się obniży. Koszty życia w Grecji są wysokie, tłumaczą mi demonstranci, widząc w tym także międzynarodowy spisek. Bo jak to możliwe, żeby wyprodukowany w Niemczech grecki jogurt kosztował 50 eurocentów, gdy tymczasem w Grecji kosztuje 90, pytają i bardzo nie podoba im się moja odpowiedź, że powinni obniżyć koszty produkcji.

Kiedy słucha się epickich opowieści o martyrologii Greków związanej z antykryzysowymi cięciami, pierwszą myślą, jaka się nasuwa, jest pytanie, jak w ogóle możliwe było działanie istniejącego tam dotąd systemu. Pensje rosły co roku nawet 10 proc., choć rósł też deficyt budżetowy, sięgając ostatnio 14 proc.

"Gospodarka, głupcze", to klasyczne hasło nigdy nie miało w Grecji zastosowania. Gdy rozmawia się z greckimi analitykami, to prędzej czy później mówiąc o gospodarce, zejdą na tematy polityczne i ideologiczne. "A jednak trzeba wziąć pod uwagę walkę klas" – nieoczekiwanie mówi jeden z uznanych analityków. Inny podkreśla zaś "degradację tradycyjnych helleńskich wartości przez europejski konsumpcjonizm".

– Korzenie greckich kłopotów tkwią w naszej historii. Kiedy po obaleniu junty w 1974 r., do władzy doszedł socjalistyczny PASOK, ojciec obecnego premiera, Andreas Papandreu, chciał zrekompensować cierpienia prześladowanym wcześniej komunistom. Utworzono wiele stanowisk państwowych, traktując je jako nagrodę. W efekcie weszliśmy do UE, mając najbardziej rozbudowaną sferę administracji publicznej – opowiada Elias Maglinis. Jak podkreśla, rządy prawicowe ten porządek jeszcze utrwaliły.

[srodtytul]Praca dla Herkulesa[/srodtytul]

Czy naród może dążyć do samodestrukcji? Tak, przykład Grecji wskazuje, że może. Podpalamy wspólny dom – napisała w komentarzu redakcyjnym jedna z gazet, odnosząc się do strajku związkowców w porcie Pireus. Protestując przeciwko uregulowaniom, które mają pozwalać na wpływanie do greckich portów statków bez greckiej załogi, zablokowali hiszpański statek wycieczkowy. Armator zagroził, że statki z turystami przestaną w ogóle wpływać do greckich portów. Odbiłoby się to oczywiście na całej greckiej branży turystycznej. Jednak związkowcy świętowali zwycięstwo w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

– Solidarność? Czy chodzi o tego Wałęsę i wasz polski ruch? – mówią najczęściej Grecy, gdy pytam ich o poczucie narodowej solidarności. Każdy walczy o swoją sprawę, w przekonaniu, że im więcej wyszarpią inni, tym mniej zastanie dla niego. Prawie 70 proc. Greków popiera protesty i nikt nie ma wątpliwości, że nie będą one wygasać, ale przybierać na sile.

Jeśli potraktować poważnie zapowiedzi rządu, Grecję czekają nie tylko bolesne zmiany ekonomiczne, ale i rewolucja cywilizacyjna. Premier zapowiada walkę z korupcją, która według niektórych szacunków pochłania nawet 12 proc. PKB. – Korupcja jest wpisana w system. Mam prywatne ubezpieczenie zdrowotne i kiedy poszłam do szpitala rodzić, w mojej polisie znalazłam pozycję "koperta dla lekarza" – opowiada Polka od kilkunastu lat mieszkająca w Atenach.

Nikogo nie dziwi, że na parterach urzędów skarbowych często są kawiarnie. Najwygodniej umówić się z inspektorem podatkowym właśnie tam. Można zresztą zrezygnować z kawy i od razu przejść do rzeczy, czyli wręczania koperty. – W systemowej korupcji uczestniczą wszyscy, od robotników do przedstawicieli wolnych zawodów. Paradoksalnie najmniej dotyczy to klas wyższych, bo one załatwiają te sprawy inaczej, wpływając po prostu na legislację – przyznaje jeden z moich rozmówców.

Jeśli więc rząd chciałby poważnie traktować składane UE i MFW obietnice, to Grecję czeka nie tyle podróż Odyseusza do Itaki, ile praca godna Herkulesa, czyli czyszczenie stajni Augiasza. – Z naszego ekonomicznego krachu może wyniknąć w końcu jedna rzecz dobra. Impuls zewnętrzny skłoni nas do zreformowania chorych zasad, na jakich opiera się nasze życie społeczne – mówi Giorgios Gynos.

Z jednej rzeczy Grecy nie zechcą zrezygnować na pewno – ze stylu życia. Nie mają zamiaru żyć po spartańsku. Kiedy spaceruje się wąskimi uliczkami położonej u stóp Akropolu dzielnicy Platha, trudno przecisnąć się wśród wystawionych na chodnik stolików. Kelnerzy roznoszą talerze z [i]suvlaki[/i] i [i]musaką[/i]. Całe rodziny biesiadują niespiesznie. Wyjście do restauracji przynajmniej dwa razy w tygodniu jest rzeczą oczywistą.

– Lokale zawsze będą pełne. To część śródziemnomorskiej kultury. Gdy robi się ciepło, przesiadujemy z przyjaciółmi przy kawiarnianych stolikach. Kryzys oznacza, że będziemy siedzieć godzinami nad małą kawą – mówi jeden z moich rozmówców.

[i] Maja Narbutt z Aten[/i]

[ramka]

[b]Pakiet oszczędnościowy rządu w atenach przewiduje m.in.: [/b]

- Zamrożenie pensji w sektorze publicznym oraz emerytur na co najmniej trzy lata

- Podwyższenie wieku emerytalnego dla kobieti mężczyzn do 65 lat (obecnie przeciętnie 61 lat)

- Zwiększenie stawki VATz 21 proc. do 23 proc.

- Wzrost akcyzy na paliwo, tytoń i alkohol o 10 proc.

- Wprowadzenie dodatkowych rocznych podatków dla prywatnych firm, które osiągają wysokie zyski

- Wprowadzenie opłat karnych za nielegalne budowy [/ramka]

[b][link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]Więcej publicystyki ekonomicznej co piątek w dodatku {eko+}[/link][/b]

Premier Jeorjos Papandreu może sobie mówić, że Grecy powtórzą heroiczną odyseję i po wielu trudach dotrą do Itaki. Jednak każde greckie dziecko wie, jak skończyła się ta epopeja – Odyseusz wrócił do domu, ale wszyscy jego towarzysze zginęli po drodze.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy