Indeks największych spółek stracił w piątek 0,08 proc., do 2378,4 pkt. Po południu zniżki na warszawskiej giełdzie – po słabszych danych z USA – były większe (w pewnym momencie wartość indeksu wynosiła tylko 2356 pkt, to spadek o 1 proc.). Zlecenia w końcowej fazie handlu zmniejszyły jednak straty. Podobnie było na europejskich parkietach. Stoxx Europe 600 tracił już 0,3 proc., ale zakończył dzień wzrostem o 0,3 proc.

Nastroje na rynkach popsuły się po tym, jak po południu okazało się, że sprzedaż detaliczna w Stanach Zjednoczonych spadła w maju o 1,2 proc. po wzroście 0,6 proc. w kwietniu. Skala spadku (największa od września 2009 r.) niemiło zaskoczyła inwestorów. Obawy, że amerykańscy konsumenci znów ostrożnie będą wydawać pieniądze, spowodowały odwrót od akcji na całym świecie. Zyskiwały natomiast uznawane za bezpieczne papiery rządowe USA, co spowodowało umocnienie się dolara wobec euro. Ostatecznie jednak inwestorów uspokoiły dane o nastrojach konsumentów (indeks Michigan wzrósł więcej, niż oczekiwał rynek). Na zamknięciu amerykański rynek zanotował niewielkie zwyżki: indeks Dow Jones zakończył dzień na plusie (wzrost 0,38 proc).

Obroty akcjami w Warszawie sięgnęły 1,87 mld zł. Uwaga inwestorów skupiła się na papierach Telekomunikacji Polskiej, KGHM i PZU (w przypadku tych spółek obrót oscylował wokół 300 mln zł). Najwięcej zyskały walory lubelskiego dewelopera Wikany (20 proc.). Najbardziej traciły zakłady lniarskie Orzeł (10,6 proc.).

– Wymowa piątkowej sesji nie jest wcale najgorsza. Mimo tej fatalnej informacji z USA o sprzedaży detalicznej rynkowi udało się odrobić niemal całą stratę. To jest świadectwo rosnącej siły rynku – podkreśla Sławomir Koźlarek, makler DM BZ WBK.

Część analityków ocenia, że indeksy zaczną rosnąć po zakończeniu oferty publicznej Tauronu (debiut planowany jest na 30 czerwca). Wtedy bowiem inwestorzy finansowi będą mogli zaangażować swe środki w inne walory.