Szef rady nadzorczej Volkswagena Ferdinand Piech ma 73 lata i myśli o przyszłości. Sporządził właśnie testament, zgodnie z którym całością jego majątku ma zarządzać w przyszłości jego żona Ursula, zwana pieszczotliwie Uschi. To ona będzie współdecydować o losach Volkswagena, Porsche i wielu innych marek koncernu.
Dołączy tym samym do niezwykle wąskiego grona niemieckich kobiet, które zdołały wspiąć się na szczyty władzy niemieckiego biznesu. Władza ta jest niepodzielnie w rękach mężczyzn, którzy bronią kobietom dostępu na najwyższe stanowiska w koncernach z determinacją niespotykaną w zachodnim świecie.
W zarządach wielkich niemieckich przedsiębiorstw udział kobiet nie przekracza 2 proc. Pod tym względem Niemcy zajmują więc wspólnie z Indiami ostatnie miejsce wśród 11 największych gospodarek świata. Tak wynika z badań McKinsey Global Institute, który przebadał składy zarządów ponad trzech setek firm notowanych na giełdach w 11 krajach.
Ursula Piech może mówić o szczęściu. Nie zasiada wprawdzie w gremiach kierowniczych Porsche czy VW, ale to jedynie kwestia czasu. Podobnie było wcześniej z Friede Springer, która rządzi obecnie wydawnictwem Axel Springer, oraz Liz Mohn, szefową Bertelsmanna, największego europejskiego koncernu medialnego.
Te trzy kobiety nie zawdzięczają swego zawodowego sukcesu szczególnym kwalifikacjom, pochodzeniu czy wykształceniu. Nic z tych rzeczy. Ich kariery przypominają raczej opowieści o królewiczu i kopciuszku.