Dobre firmy powinno wspierać państwo

Jerzy Cieślik - Stwórzmy program „Rozwój przez umiędzynarodowienie”, którego adresatami będzie ok. 2000 krajowych dynamicznych firm

Publikacja: 13.01.2011 22:05

Dobre firmy powinno wspierać państwo

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Dyskusja nad potrzebą kreowania narodowych czempionów ma wymiar głównie teoretyczny, bo każdy chciałby widzieć takich w swoim kraju. Tymczasem wywołany przez „Rz” temat trzeba osadzić w realiach polskiej gospodarki, a następnie zaproponować konkretne działania. Spróbujmy pójść w tym kierunku.

Zacznijmy od definicji narodowych czempionów. To przedsiębiorstwa lub grupy kapitałowe kontrolowane przez polski kapitał prywatny i/lub publiczny, które są aktywnymi i zauważalnymi graczami na rynkach globalnych, stanowiąc jednocześnie siłę pociągową polskiej gospodarki, a zwłaszcza eksportu.

[srodtytul]Czołówka eksporterów[/srodtytul]

Spójrzmy na wyniki ekonomiczne setki największych polskich eksporterów. W 2009 r. wejście do tego ekskluzywnego klubu, realizującego łącznie 30 proc. polskiego eksportu, wymagało sprzedaży za granicę towarów lub usług za ok. 100 mln dol. Z perspektywy światowych koncernów nie jest to kwota znacząca.

W czołowej setce eksporterów polski kapitał kontroluje 47 firm, z czego dziesięć działa w sektorach strategicznych: górnictwie, przemyśle paliwowym i szeroko pojętym transporcie. Pozostałe 53 to firmy z udziałem zagranicznym.

Te ostatnie charakteryzują się znacznie wyższymi parametrami ekonomicznymi niż firmy krajowe, a ich przewaga w eksporcie jest przygniatająca. Widać wyraźnie, że firmy zagraniczne wytwarzające w Polsce są znacznie bardziej ukierunkowane na eksport z Polski niż krajowi eksporterzy: w przeliczeniu na jednego zatrudnionego eksportują 70 proc. wartości sprzedaży ogółem, a firmy krajowe tylko 39 proc.

[srodtytul]Decydujący gracze[/srodtytul]

Z punktu widzenia strategicznych interesów polskiej gospodarki należałoby z jednej strony dążyć do podtrzymania proeksportowej orientacji sektora kontrolowanego przez kapitał zagraniczny, a jednocześnie zwiększać liczbę krajowych przedsiębiorstw będących aktywnymi i znaczącymi graczami na rynkach światowych.

Tylko tak będziemy mogli zbudować grupę narodowych czempionów. Powinny to być nie tylko podmioty duże i silne, ale też wysoce zinternacjonalizowane, a więc o przewadze eksportu w sprzedaży ogółem.

Aż 70 proc. polskiego eksportu przemysłu przetwórczego realizuje nieliczna grupa firm nastawionych na sprzedaż zagraniczną, z jej ponad 50-proc. udziałem w sprzedaży. Mamy tu do czynienia ze szczególną symbiozą interesu makroekonomicznego i interesu przedsiębiorstwa.

Z perspektywy gospodarki narodowej to lokomotywy eksportu mogą zapewnić dalszy znaczący przyrost sprzedaży zagranicznej, a z kolei dla konkretnego przedsiębiorstwa efektywność sprzedaży zagranicznej wydatnie rośnie po przekroczeniu określonego wolumenu eksportu i znaczącego udziału w sprzedaży ogółem.

[srodtytul]Czy można typować czempionów[/srodtytul]

W świetle przedstawionych danych narodowych czempionów należałoby pewnie kreować z grupy największych eksporterów. Tylko czy wyłącznie z tej grupy? Po pierwsze, warto wspomnieć o ograniczeniach występujących w tej dziedzinie. Jakakolwiek ingerencja państwa w warunkach gospodarki wolnorynkowej budzi naturalny sprzeciw, zwłaszcza że mówimy o dużych organizacjach, nienależących do sektora małych i średnich przedsiębiorstw. Pewną trudność może stanowić ograniczenie wsparcia do firm kontrolowanych przez kapitał krajowy, w sytuacji kiedy czołowymi eksporterami są firmy zagraniczne.

Inna wątpliwość dotyczy skuteczności takiego wsparcia. Myśl, by kreować narodowych liderów eksportu i innowacji, zwłaszcza zaawansowanych technologii, zdolnych do konkurowania ze światową czołówką, nie jest nowa, a tego typu inicjatywy były podejmowane w wielu krajach.

Mimo pewnych, niekiedy spektakularnych sukcesów, zwłaszcza w krajach azjatyckich, panuje pogląd o ograniczonej skuteczności strategii typowania zwycięzców w polityce gospodarczej. Sukces przedsiębiorstwa, zwłaszcza powiązany z innowacjami, zależy bowiem od splotu różnorodnych, trudnych do przewidzenia czynników i obarczony jest dużą niepewnością.

[srodtytul]Postawmy na gazele[/srodtytul]

Rozsądną alternatywą dla typowania zwycięzców może być wspieranie zaangażowania międzynarodowego szerszej grupy krajowych przedsiębiorstw, które już ujawniły ambicje rozwojowe. Prowadzone w Akademii Leona Koźmińskiego badania nad tzw. firmami dynamicznymi, potocznie nazywanymi także gazelami, wykazały, że mamy się czym pochwalić w tej dziedzinie.

Według definicji OECD firma dynamiczna to taka, która przynajmniej przez trzy lata utrzymuje średnioroczną dynamikę zatrudnienia lub obrotów na poziomie 20 proc. i więcej, przy minimum dziesięciu zatrudnionych w roku bazowym.

W Polsce w 2007 r. firmy dynamiczne stanowiły 15 proc. przedsiębiorstw przemysłu przetwórczego pod względem dynamiki obrotów i 8 proc., jeśli stosujemy jako miernik dynamikę zatrudnienia. Plasuje to nas w ścisłej czołówce Unii Europejskiej.

Firmy dynamiczne występują we wszystkich klasach zatrudnienia. Zdecydowana większość krajowych firm dynamicznych, bo 70 proc., rozwija znacznie szybciej sprzedaż na rynku krajowym niż sprzedaż eksportową.

Zaproponujmy program „Rozwój przez umiędzynarodowienie”, adresowany do ok. 2000 krajowych dynamicznych firm. Jego celem będzie włączenie dźwigni eksportowej do działalności firm dynamicznych i w efekcie dywersyfikacja kierunków ekspansji.

Pozytywne rokowania co do skuteczności takiego programu wsparcia wynikają z faktu, że byłby skierowany wyłącznie do firm, które już weszły na ścieżkę przyspieszonego rozwoju, nawet jeśli tylko nieliczne z nich staną się znaczącymi graczami na rynkach międzynarodowych. Ubocznym, ale bardzo ważnym efektem, będzie znaczący przyrost przychodów ze sprzedaży, a zwłaszcza eksportu.

[srodtytul]Wspierajmy inwestycje za granicą[/srodtytul]

Długofalowe działania dla wykreowania silnej grupy narodowych czempionów wymagają przewartościowań w strategii umiędzynarodowienia polskiej gospodarki. Dotąd umiędzynarodowienie kojarzone było głównie z przyciąganiem zagranicznych inwestycji bezpośrednich do Polski.

Obecnie równorzędnym kierunkiem powinno być wspieranie inwestycji polskich firm za granicą, w tym bezpośredniej obecności – w formie sieci oddziałów i filii na głównych rynkach zagranicznych – znaczących polskich eksporterów, kandydatów na czempionów. Brak takiej sieci stanowi dla wielu polskich firm istotną barierę dalszego rozwijania eksportu.

Obecnie nierównowaga między inwestycjami firm zagranicznych w Polsce a polskimi inwestycjami za granicą jest znacząca. Trzeba podkreślić, że zniwelowanie tego dystansu w najbliższym czasie nie jest możliwe, gdyż podział na kraje, które są eksporterami i netto importerami kapitału, ma głębokie korzenie historyczne.

Doświadczenia wielu krajów, w tym mniejszych, takich jak Szwecja czy Finlandia, pokazują, że przez rozbudowaną sieć przedsiębiorstw afiliowanych można przekształcić czołowe firmy krajowe w międzynarodowe korporacje o zasięgu regionalnym, a nawet globalnym. Warto też odnotować interesujące zjawisko: jedna czwarta polskich filii i oddziałów za granicą została utworzona przez podmioty, które same są filiami zagranicznych koncernów. W tym kontekście możemy więc mówić o specyficznej internacjonalizacji „tranzytowej”.

Nowe spojrzenie na umiędzynarodowienie polskiej gospodarki nie może prowadzić do uproszczonego myślenia w kategoriach lustrzanego odbicia: skoro opanowaliśmy przyciąganie zagranicznych inwestycji, to łatwo będzie wykorzystać te doświadczenia w promocji polskich inwestycji za granicą. Choć występują pewne podobieństwa, jednak skuteczne programy wsparcia dla polskich firm w innych krajach odnoszą się do innych problemów, narzędzi i instrumentów. Wymagają odmiennych kwalifikacji kadr odpowiedzialnych za te programy. O ile takie programy w ogóle powstaną.

Autor jest profesorem Akademii Leona Koźmińskiego. Artykuł powstał na podstawie opracowania „Internacjonalizacja polskich przedsiębiorstw. Aktualne tendencje – implikacje dla polityki gospodarczej”,

Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa, 2010

Dyskusja nad potrzebą kreowania narodowych czempionów ma wymiar głównie teoretyczny, bo każdy chciałby widzieć takich w swoim kraju. Tymczasem wywołany przez „Rz” temat trzeba osadzić w realiach polskiej gospodarki, a następnie zaproponować konkretne działania. Spróbujmy pójść w tym kierunku.

Zacznijmy od definicji narodowych czempionów. To przedsiębiorstwa lub grupy kapitałowe kontrolowane przez polski kapitał prywatny i/lub publiczny, które są aktywnymi i zauważalnymi graczami na rynkach globalnych, stanowiąc jednocześnie siłę pociągową polskiej gospodarki, a zwłaszcza eksportu.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy