Analitycy są zgodni, że jedną z przyczyn kryzysu było przyjęcie Grecji do eurolandu, choć na to nie zasługiwała. Był to błąd rażący, ale bardzo łatwy do uniknięcia.
Grecja zdecydowanie najgorzej radziła sobie z wypełnianiem kryteriów z Maastricht (określających warunki wprowadzenia euro). Wątpliwości w tej sprawie nie mieli nawet greccy politycy.
Gdy socjalistyczny premier Kostas Simitis podczas kampanii wyborczej w 1996 r. obiecywał, że Hellada szybko przystąpi do eurolandu, mówił o roku... 2001. Nie o 1999 r., czyli paneuropejskim momencie wprowadzenia euro. Wielu ekonomistów uważało zresztą wówczas, że obietnice wyborcze Simitisa są nierealne.
Kłopoty z inflacją, długiem i deficytem 31 grudnia 1998 r. Rada Unii Europejskiej przyjęła sztywne kursy wymiany na euro 11 walut krajów członkowskich, które spełniły warunki konwergencji. Jak się można było spodziewać, wśród nich nie było greckiej drachmy. W maju 1998 r. Rada UE podjęła bowiem decyzję, że Grecja będzie jednym z państw, które (przynajmniej przez jakiś czas) nie przyjmą unijnej waluty.
Głównym (i trudnym do obalenia) argumentem Rady były raporty o konwergencji przygotowane przez Komisję Europejską oraz Europejski Instytut Walutowy. Wyraźnie stwierdzono w nich, że Grecja nie spełniła żadnego z kryteriów konwergencji z Maastricht.