Szukając odpowiedzi na pytanie, czy taniej jest dzwonić z telefonu stacjonarnego, czy komórkowego i grzebiąc w związku z tym w ofertach operatorów uświadomiłam sobie, jak rzadko jestem w takiej sytuacji i jak mało na temat relacji operator-klient sama wiem. Poczyniłam więc kilka mniej i bardziej zaskakujących spostrzeżeń.
Po pierwsze, choć internet zagląda już w Polsce czasem i pod strzechy, na stronach WWW operatorów nadal nie jest prosto znaleźć informacje potrzebne, by ocenić, czy oferta, plan, promocja są atrakcyjne, czy nie.
Kiedyś nikogo by to nie zaskoczyło, bo operatorom od zarania dziejów nie zależy na tym, aby konsument wiedział o nich zbyt wiele. Wiadomo – wiedza, to lepsza pozycja negocjacyjna. Zaskakujące jest jednak to, że w czasach internetowej zarazy, są jeszcze firmy, które wykorzystują w ten sposób brak czasu, nieobycie i niecierpliwość konsumentów.
Pod zachęcającą reklamą i tabelką z cenami u "komórkowca" z W3 o marce zielonej znaleźć można regulaminy, ale zupełnie innej oferty – tej świątecznej. U challengera regulaminy są głęboko ukryte, co dziwi tym bardziej, że prostota i otwartość wydają się jego domeną. Na tym tle - o dziwo! - pozytywnie wyróżnia się pomarańczowy telekom. Prawda, że zaskakujące?
Po drugie, cenniki i ich kształt. Większość – dość nowoczesna, usystematyzowana, prosta, jednolita. Słowem – czytelna. Jednak wśród stacjonarnych telekomów znalazł się rodzynek, u którego abonent natknie się na połączenia automatyczne, półautomatyczne i inne specjalistyczne określenia z czasów URTIP-u. Trochę chyba wstyd. Mam nadzieję, że nowy właściciel coś z tym zrobi. Dla dobra konsumenta i swego, jak sądzę.