Konsekwencje tej decyzji stały się natychmiast odczuwalne na rynkach wschodzących. W piątek akcje, waluty i obligacje państw wschodzących, takich jak Korea Południowa, Meksyk i Brazylia, gwałtownie podskoczyły. Dzień wcześniej Fed podał, że co miesiąc będzie kupował obligacje za 40 mld dol., by pomóc utrzymać stopy procentowe na minimalnym poziomie, do czasu aż gospodarka stanie mocno na nogi.
Podobnie jak w przypadku poprzednich rund łagodzenia ilościowego przeprowadzanych przez Fed, natychmiast pojawiły się spekulacje o wybuchu wojen walutowych. Przedstawiciele rządów państw, które są uzależnione od eksportu, wyrazili obawy przed szkodliwymi konsekwencjami słabszego dolara, przez którego ich towary stają się droższe, oraz zalew kapitału spekulacyjnego, przyciąganego inwestycjami o wyższej rentowności.
W odpowiedzi na czwartkową deklarację Fedu japoński minister finansów Jun Azumi zasugerował w piątek, że interwencja rynkowa mająca prowadzić do osłabienia jena, może nastąpić natychmiast. W Chinach zaś, które utrzymują wąski przedział wahań kursowych juana wobec dolara, państwowi eksperci w ostrych słowach potępili Fed. Obawy wyraziły również Filipiny i Indonezja.
Niektórzy analitycy twierdzą jednak, że istnieje poważna różnica między tą a poprzednimi turami łagodzenia ilościowego, która może złagodzić wpływ tej operacji na gospodarki wschodzące. Tym razem wiele banków centralnych tych państw obniża stopy procentowe, a nie podwyższa je. To może zmniejszyć atrakcyjność ich walut, choć w umiarkowanym stopniu, i ograniczyć napływ kapitału do tych państw.
Migracja funduszy w kierunku rynków wschodzących zaczęła się już zresztą wcześniej.