Rozmowa z kolekcjonerem pamiątek z Kresów i sztuki pokuckiej

Chcę podobnie jak inni kolekcjonerzy uchronić te przedmioty przed zniszczeniem i rozproszeniem. Taka próba zatrzymania czasu - mówi Paweł Wasylkowski, kolekcjonerem kresowych pamiątek.

Publikacja: 08.08.2013 02:12

Rz: Od 30 lat zbiera pan pamiątki dotyczące Kresów, a przede wszystkim Lwowa, oraz sztukę pokucką.

Paweł Wasylkowski: Dziadkowie mieszkali we Lwowie. Tam urodził się mój ojciec. Stąd sentyment do miasta. Chcę podobnie jak inni kolekcjonerzy uchronić te przedmioty przed zniszczeniem i rozproszeniem. Taka próba zatrzymania czasu.

Tomasz Kozłowski pochwalił się w „Moich Pieniądzach", że za 50 zł kupił klepkę wyrwaną z przedwojennego parkietu we lwowskiej kamienicy. Na odwrocie deseczki widnieje pieczęć wytwórcy z Kresów. Czy taka deseczka ma wartość na rynku antykwarycznym?

Podejrzewam, że zarówno dla mnie, jak i dla pana Tomasza Kozłowskiego zakup takiego przedmiotu nie ma nic wspólnego z jego wartością materialną. To coś więcej. Dla mnie to przedmioty, które można uratować, i wiem, że są unikalne, są bezcenne. Na podobnej zasadzie zbieram wyroby reklamujące różne firmy lwowskie, poczynając od hoteli i restauracji, a kończąc na wytwórniach Baczewskiego, Koseckiego, Mikolascha i innych.

Kiedyś takie pamiątki zdobywało się dzięki kontaktom towarzyskim i na jarmarkach staroci.

Od paru lat można je znaleźć głównie w Internecie. Ostatnio kupiłem za 100 zł drewniany wieszak na ubrania. Widnieje na nim znak firmowy legendarnego lwowskiego Hotelu George. Za zbliżoną kwotę kupiłem ćmielowską filiżankę z logo firmy Baczewskiego. Dla mnie ceny nie są najważniejsze. Wierzę, że tego rodzaju przedmioty znajdą się kiedyś w muzeum.

Istnieje klub kolekcjonerów kresowych pamiątek?

Nie szukałem takiego środowiska z powodu braku czasu.

Gdyby kolekcjonerzy się spotykali i pozyskali sponsora, powstałaby ciekawa wystawa kolekcjonerskich skarbów.

Obawiam się, że powszechny brak czasu utrudnia takie kontakty. Szybciej dojdzie do kolekcjonerskiej wystawy, jeśli inicjatywa wyjdzie od jakiegoś muzeum. Myślę, że wielu zbieraczy chętnie udostępniłoby swoje kolekcje.

Od czego zależy cena kresowych pamiątek?

Z pewnością najdroższe są przedmioty unikatowe, np. plakaty, których ceny zaczynają się od 4 tys. zł. Również przedmioty XIX-wieczne i starsze z konotacją historyczną, jeżeli znajdą się na rynku, muszą kosztować kilka tysięcy złotych. Właśnie tyle zapłaciłem za XIX-wieczny moździerz ze znanej lwowskiej apteki „Pod Gwiazdą" Mikolascha.

Chwalił się pan zdobyciem platerowanej filiżanki z przedwojennym napisem Hotel George, obok którego pięknie wyryto powojenną nazwę radzieckiej firmy Inturist. Przedmioty faktycznie opowiadają...

Ta filiżanka jest absolutnie unikalna. W ciągu 30 lat tylko raz widziałem taki przedmiot.

A jeśliby właściciel chciałby za nią np. 3 tys. zł, zapłaciłby pan?

Odpowiem dyplomatycznie: nie chciałbym psuć rynku. Ceny tych pamiątek są dość przypadkowe. Jest to absolutnie niszowy asortyment rozproszony po świecie, oferowany w większości przez przypadkowe osoby. Wrzucam do wyszukiwarki nazwę Lwów w wielu możliwych odmianach i sprawdzam oferty. W ten sposób kupiłem reklamowe popielniczki w USA i pamiątkowy kufel w Niemczech. Kosztowały po ok. 50 dolarów.

Ostatnio kupił pan przedwojenną popielniczkę reklamową firmy G. Pammer i sp. z wizerunkiem Kozaka. Wyobraźmy sobie, że jakimś cudem wypłynęło na rynek sto równie pięknych popielniczek. Istnieje granica kolekcjonerskiej pasji?

To ciekawe pytanie. Na szczęście los nie postawił mnie w tak trudnej sytuacji. Czasami myślę z przerażeniem, co by było, gdyby nagle trafiła mi się trzymetrowa rzeźba parkowa z przedwojennego Lwowa. Gdzie bym ją umieścił?

Z ceramiki ma pan muzealnej wartości piec z 1859 r. autorstwa Aleksandra Bachmińskiego. Piec ten długo czekał na klienta w stołecznym antykwariacie. Gdyby trafił się kolejny piec, zmieściłby go pan?

Odpowiem nie wprost: zależy, ile by kosztował i w jakim byłby stanie. Z pewnością byłoby to wyzwanie.

Mając nieograniczone możliwości finansowe, co by pan kupił?

Przedmioty unikatowe o wysokiej randze artystycznej. Przede wszystkim obrazy piewców huculszczyzny: Fryderyka Pautscha, Kazimierza Sikulskiego i Władysława Jarockiego. Od lat pojawiają się na rynku ich prace, ale niestety średniej jakości. Niewątpliwie przedmiotem moich zainteresowań byłyby plakaty, zwłaszcza autorstwa wymienionych malarzy, oraz Stefana Norblina, Władysława Skoczylasa i Franciszka Zajchowskiego. Nie pominąłbym broni białej i palnej produkowanej we Lwowie.

Wspomnę, że ponad 10 lat temu zaczął pan zbierać także polską grafikę artystyczną. Ma pan także bogatą fachową bibliotekę. Jaka książka ostatnio w niej przybyła?

Fachowy księgozbiór to niezbędnik kolekcjonera, zwłaszcza takiego, który ma, powiedzmy szczerze, niszowe zainteresowania. W Internecie nie ma informacji na interesujące mnie tematy. Najlepszym źródłem wiedzy są książki przedwojenne i z XIX w., kiedy Polacy przywiązywali dużą wagę do sztuki i do jej kolekcjonowania.

Niedawno udało mi się kupić na Allegro za 4 tys. zł cztery tomy „Huculszczyzny" Władysława Szuchiewicza, pięknie oprawione w safianową skórę.

We Lwowie nabyłem trzy współczesne albumy poświęcone huculskiej sztuce ludowej („Huculskie świeczniki", „Ceramika Kosowa i Pustynia", „Huculskie wyroby z metalu"). Strona edytorska jest na najwyższym poziomie. Tylko pozazdrościć.

Wzięty adwokat ma czas na studiowanie ponadstuletniej książki Włodzimierza Szuchiewicza o huculszczyźnie...

Jest to niezmiennie podstawowe źródło. Wcześniej miałem gorszy egzemplarz. Początkujący zbieracz może kupić reprint tej książki za ok. 250 zł.

Reprint jest takim samym źródłem informacji jak oryginał, a jest istotnie tańszy.

Różnica jest mniej więcej taka jak między autentycznym obrazem a jego dzisiejszą kopią.

W życiu każdego kolekcjonera pojawia się naturalne pytanie: co dalej z kolekcją?

Przede wszystkim nie mam kamienicy lub pałacu i lada dzień przedmioty wypchną mnie z domu. Trzeba selekcjonować zbiory i pozbywać się rzeczy mniej wartościowych.

W bogatych krajach wielcy kolekcjonerzy ofiarowują muzeom swoje zbiory z zastrzeżeniem, żeby stanowiły one całość. W ten sposób wzbogacane są muzea.

Żądanie ofiarodawcy, aby wybitny zbiór był zachowany w całości, to nie kaprys lub egoizm. Często wartość monotematycznej kolekcji polega na tym, że tworzy ona całość. Rodziny zwykle nie podzielają pasji kolekcjonera i trudno tego oczekiwać. Mam np. 70–80 bardzo rzadkich huculskich wazonów. Każdy jest inny. Ale powiedzmy szczerze, są one atrakcyjne tylko dla mnie i innych zbieraczy. Moją pasję mogłoby rozwijać muzeum. Trudno oczekiwać, że w dzisiejszej Polsce budowane będą nowe gmachy muzealne. Ale bez specjalnych nakładów finansowych można przygotowywać przyszłe kolekcjonerskie darowizny lub odsprzedaże od strony logistycznej. Państwo powinno mieć lepsze rozeznanie, jakie skarby są w prywatnych zasobach i jakie kolekcje w całości powinny wzbogacić zbiory publiczne.

Niedawno przestała istnieć wybitna kolekcja staropolskich pamiątek, stworzona przez Franciszka Starowieyskiego.

Zapewne można podać więcej przykładów rozproszenia dóbr kultury narodowej. Powinny być one przynajmniej nowocześnie zdokumentowane.  Dlatego z zazdrością oglądam takie wydawnictwa, jak np. ukraiński album „Sztuka ludowa w zbiorach prywatnych". Szkoda, że w ten sposób nie została utrwalona kolekcja Franciszka Starowieyskiego.

Rz: Od 30 lat zbiera pan pamiątki dotyczące Kresów, a przede wszystkim Lwowa, oraz sztukę pokucką.

Paweł Wasylkowski: Dziadkowie mieszkali we Lwowie. Tam urodził się mój ojciec. Stąd sentyment do miasta. Chcę podobnie jak inni kolekcjonerzy uchronić te przedmioty przed zniszczeniem i rozproszeniem. Taka próba zatrzymania czasu.

Pozostało 96% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy