Hipoteki z zerowym lub niewielkim wkładem własnym przyczyniły się do napędzenia bańki mieszkaniowowej i będącego jej skutkiem krachu. Po opanowaniu kryzysu rozległy się zrozumiałe wezwania do powrotu do bardziej rozważnych praktyk, gdzie od kredytobiorców wymagano by, aby posiadali oni wkład własny, zazwyczaj w wysokości 20% lub 10% wartości kredytu hipotecznego.
Na fali tych reform planowano, że 20-procentowy wkład stanie się wymogiem w proponowanych przepisach, które miałyby określać, przez jaki czas banki muszą zatrzymywać kredyty hipoteczne, które w postaci pakietów pragnęłyby zaoferować inwestorom. W środę regulatorzy bankowi wycofali się z tego wymogu w obliczu ostrej opozycji ze strony branży deweloperskiej, członków Kongresu i wielu banków.
W bezprecedensowy sposób regulatorzy zmienili wcześniejszy projekt zapisu, wycofując z niego wymóg posiadania wkładu własnego. Argumentem przeciwko zastosowaniu takiego środka stał się problem dostępności kredytów . Obawiano się bowiem, że wobec zaostrzenia standardów kredytowania w wyniku kryzysu, kredytobiorcom o niższych dochodach byłoby trudniej uzyskać kredyt hipoteczny.
Rzeczywiście istnieje takie niebezpieczeństwo i jest ono istotne dla organów regulacyjnych z uwagi na znaczenie, jakie przykładają one, a w szczególności Rezerwa Federalna, do ożywienia rynku nieruchomości, które prowadziłoby do przyspieszenia ożywienia gospodarczego.
Ale warto też pamiętać, że to właśnie poluzowane standardy kredytowania doprowadziły do załamania się gospodarki. Sami regulatorzy, w nowej formie projektu przepisu, potwierdzają, że badania naukowe i własne analizy wskazują na to, że wkład własny jest "istotnym czynnikiem w określaniu prawdopodobieństwa niewypłacalności kredytobiorców hipotecznych".