Polonika czekają na odkrycie

Wiedzą i pasją można czasami nadrobić brak pieniędzy – mówi Marek Roefler - kolekcjoner w rozmowie z Januszem Miliszkiewiczem.

Publikacja: 30.01.2014 05:05

Rz: W 2010 r. w Konstancinie otworzył pan prywatne muzeum artystów Szkoły Paryskiej, którzy wyemigrowali z Polski. Właśnie zakończyła się tam trzecia monograficzna wystawa, tym razem Henryka Haydena (1883–1970).

Marek Roefler

: Wystawiliśmy 165 dzieł. Mniej więcej połowa pochodziła z naszych zbiorów, a pozostałe z innych prywatnych kolekcji w Polsce i we Francji, najwięcej ze zbiorów Krzysztofa Juzonia i Pierre'a Celice'a. Dwujęzyczny jak zwykle katalog-album przygotował kustosz muzeum Artur Winiarski. Wysłaliśmy katalogi do wybranych światowych muzeów. Przy wystawie współpracowaliśmy z Pierrem Celice'em, opiekunem artystycznej spuścizny Haydena w Paryżu.

Hayden zrobił karierę artystyczną i rynkową znacznie większą niż Alicja Halicka i Szymon Mondzain, których wystawy odbyły się wcześniej.

Hayden kształcił się w Warszawie. Gdy wyemigrował do Francji, stał się malarzem znanym na świecie. Jego kubistyczne obrazy osiągają na międzynarodowym rynku wysokie ceny. Dorobek artysty prezentowany jest w najlepszych francuskich muzeach na stałych ekspozycjach. Może to spowodowało, że na jego wystawie frekwencja była znacznie większa. Odwiedzili  nas dyplomaci, muzealnicy, wycieczki zorganizowane i indywidualni miłośnicy sztuki. Specjalnie przyjeżdżali kolekcjonerzy ze świata. Okazało się, że polscy kolekcjonerzy mają najlepsze obrazy z początków twórczości artysty, kiedy malował w Bretanii.

Nasze muzeum można zwiedzić po telefonicznym umówieniu się (www.villalafleur.com). Do połowy lutego jest przerwa na demontaż wystawy.

Co zaplanował pan na ten rok?

Jesienią pokażemy dorobek urodzonego w Łodzi Maurycego Mędrzyckiego (1890–1951). Obrazy artysty z naszej kolekcji będą teraz prezentowane na wystawie w Paryżu. Mędrzycki ma światową legendę. Jego pierwszą żoną była sławna modelka, aktorka i piosenkarka Kiki z Montparnasse. Później jej mężem został Man Ray, sławny dadaista i surrealista, znany przede wszystkim jako fotograf.

Pisałem już, że kupił pan pierwsze w kraju dzieło Modiglianiego. Rysunek przedstawia portret legendarnego marszanda Leopolda Zborowskiego, który wylansował Modiglianiego.

Udało mi się kupić portret, bo szczęśliwie się okazało, że nie miałem konkurentów. Nawet gdy kolekcjoner ma mało pieniędzy, to trafiają się okazje. Warto startować w wielu aukcjach i próbować. Wiedzą, pasją, konsekwencją można czasami nadrobić brak pieniędzy. Modigliani przyjaźnił się z malarzami, których obrazy na stałe prezentujemy w muzeum, np. z Kislingiem. Zborowski pochodził ze Lwowa. Rysunek znakomicie uzupełnia naszą kolekcję poloników.

Ile godzin dziennie poświęca pan na udział w aukcjach?

Rynek aukcyjny ma charakter sezonowy. Gorączka panuje zwykle od listopada do połowy grudnia. Wtedy biorę udział w kilkudziesięciu aukcjach.

Jak trafił pan na portret Zborowskiego?

Większość światowych firm przysyła mi katalogi. Dodatkowo specjalnie telefonują do mnie, bo przyzwyczaili się, że kupuję określone polonika. Z Sotheby's i Christie's dzwonią, gdy pojawi się dzieło artysty, którego prace wcześniej kupowałem. Pytają, czy nie potrzebuję dodatkowych informacji.

Jak ocenia pan polski wolny rynek sztuki po 25 latach jego istnienia. U nas też dba się o klientów?

Nasz rynek nie jest naprawdę wolny. Świat nie będzie kupował w Polsce sztuki, dopóki będą istnieć rygorystyczne bariery wywozowe. Ustawa dotycząca wywozu została zliberalizowana, ale nadal obrazy kupowane u nas za równowartość ponad 10 tys. euro muszą mieć formalną zgodę. Jej załatwienie nie jest proste z powodów proceduralnych. Szkoda, bo światowi kolekcjonerzy, którzy zbierają dzieła malarzy Szkoły Paryskiej, mogliby u nas kupować interesujące ich obrazy. Poza tym świat dzięki aukcjom mógłby oswoić się z polskim malarstwem współczesnym. Nasz rynek nie ma żadnej promocji na świecie. Nasze aukcje nie są tam znane.

Zachodni rynek góruje nad naszym również pod względem poziomu dbałości o klienta, choć jest tam zdecydowanie więcej kupujących niż u nas. Nasz rynek nie jest tak przejrzysty jak dojrzały rynek na świecie. Tam bardziej dba się o wiarygodność wyników aukcji i ceny są naprawdę rynkowe.

Krajowi kolekcjonerzy i antykwariusze od ćwierć wieku mówią, że nasz rynek oparty jest głównie na imporcie. Pan też kupuje dzieła polskich malarzy za granicą. Niedługo na świecie nie będzie śladu polskiej sztuki.

Na przykład Jean Lambert Rucki urodził się w Krakowie. Skończył tam ASP. Jego dorobek do niedawna nie istniał w krajowych zbiorach, choć artysta jest wysoko ceniony na międzynarodowym rynku. Kupiłem do zbiorów wybitne dzieła Ruckiego. Dlaczego miałbym ich nie kupować?

Dwa dni temu licytowałem w Paryżu małą drewnianą rzeźbę artysty. Była to aukcja małej firmy. Miałem nadzieję, że kolekcjonerzy nie zauważą tej oferty. Niestety, pojawił się ostry konkurent. Dwa razy przekroczyłem limit cenowy, jaki sobie wyznaczyłem. Nie udało się. Rzeźbę kupiono za ponad 20 tys. euro.

Światowe zasoby polskiej sztuki nie mają końca. Cały czas wypływają polskie obrazy. Faktem jest, że nierzadko z uwagi na niskie ceny są tam przechowywane w przypadkowych warunkach, gdzieś na strychach. Niekiedy ich stan techniczny jest potworny i wymagają konserwacji. To nie są obrazy z salonów, z kolekcji.

Może gdy polscy kolekcjonerzy docenią i spopularyzują na świecie polskich malarzy emigrantów, obrazy zaczną z Polski wędrować w świat do obcych zbiorów.

Kiedy zorganizuje pan w Konstancinie wystawę np. Kislinga? To artysta o krakowskim rodowodzie, który zrobił oszałamiającą światową karierę. Ma pan jego świetny „Autoportret".

Nie jestem wiodącym kolekcjonerem tego artysty. Żeby wystawa była reprezentatywna, wymaga udziału światowych kolekcjonerów, muzeów lub galerii. Gdy nasze muzeum wyrobi sobie pozycję na świecie, nawiążemy bliższą współpracę z innymi muzeami i być może wtedy będzie wystawa Kislinga. To wymaga pracy.

Część kolekcji jest pana prywatną własnością, część należy do firmy Dantex. Ani pan, ani firma nie macie żadnych przywilejów z tytułu kupowania sztuki czy mecenatu artystycznego. Na świecie kolekcjonerzy mają ustawowe ulgi finansowe.

Nie mamy przywilejów. Inwestowanie w sztukę to nasza własna inicjatywa. Każda ulga inwestycyjna powoduje wyraźny napływ kapitału. Sądzę, że przywileje w zakupach określonych dzieł zwiększą zainteresowanie sztuką.

Jakie światowe muzea odwiedził pan w zeszłym roku?

Byłem na wystawie legendarnej kolekcji Jonasa Nettera w Pinakotece w Paryżu. Kolekcję Netterowi stworzył wspomniany marszand Leopold Zborowski. Pokazano przede wszystkim obrazy Modiglianiego. Były bodaj dwa portrety olejne Zborowskiego namalowane przez artystę. Ale były także obrazy Kislinga, Epsteina, Zawadowskiego, Aberdama. Świetne prace tych artystów mamy w Konstancinie. Pół godziny stałem w międzynarodowej kolejce, żeby kupić bilet do kasy, choć wystawa odbyła się w mniej znanym muzeum.

Niedawno byłem w Miami na Florydzie na wspaniałej wystawie Piotra Uklańskiego. To było niesamowite. Na ulicznych słupach oświetleniowych zawieszono coś w rodzaju chorągiewek z informacją o wystawie Uklańskiego. Jechało się ulicą i wszędzie był Uklański. Na wiosnę pojadę do Paryża na wystawę Mędrzyckiego, która w bogatszej wersji będzie u nas jesienią.

Jakie książki o sztuce lub o rynku przeczytał pan ostatnio?

Przeczytałem np. komiks o Kiki z Montparnasse. Z reguły książki lub katalogi, które kupuję podczas zagranicznych podróży, przesyłam do domu zwykłą pocztą. Z uwagi na ciężar miałbym kłopot z zabraniem ich do samolotu. Podręczna biblioteka kolekcjonera rośnie. Szukam książek także w Internecie. Gdzieś na końcu świata kupiłem za 15 dolarów katalog wystawy ulubionego malarza z lat 20. XX wieku, wydany wtedy w nakładzie 100 egzemplarzy. Jest to absolutna rzadkość. To tak jakby znaleźć szpilkę w stogu siana.

Od lat wzbogaca pan narodowe zasoby.

Artyści, których prace zbieram, pochodzą z Polski, ale zrobili międzynarodowe kariery. Często w kraju nie ma ich dorobku. Oni sami nierzadko chcieli wrócić do Polski, ale nie mogli z powodu zmiany ustroju po drugiej wojnie.

Rz: W 2010 r. w Konstancinie otworzył pan prywatne muzeum artystów Szkoły Paryskiej, którzy wyemigrowali z Polski. Właśnie zakończyła się tam trzecia monograficzna wystawa, tym razem Henryka Haydena (1883–1970).

Marek Roefler

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy