Dynamicznie rozrósł się kanał e-commerce, dzięki czemu pojawiły się nowe możliwości rozwoju dla firm transportowych i nowe miejsca pracy w branży. Jednak nie każdy przewoźnik notuje zyski. Rozwiązaniem dla branży może być znalezienie niszy lub konsolidacja.
Najtrudniejsze w gospodarce były pierwsze tygodnie wiosennej fali pandemii. – Zamknięcie granic spowodowało w pewnym momencie brak przestrzeni ładunkowych, ponieważ auta stały zablokowane na granicach. Nie wszystkie firmy notowały zwyżki. W większości obserwowane były spadki, wiele przedsiębiorstw musiało renegocjować kontrakty – mówi Marcin Wolak, prezes zarządu Polskiego Instytutu Transportu Drogowego. Ze względu na przerwane międzykontynentalne łańcuchy dostaw wiele firm zawiesiło lub ograniczyło produkcję, co dla przewoźników oznaczało drastyczny spadek przychodów. – Oczywiście lockdown nie objął wszystkich. Pomimo ograniczeń w handlu detalicznym liczba zleceń przewozowych ze strony przemysłu rolno-spożywczego nie uległa poważnej redukcji. Niemniej jest jeden obiektywny wskaźnik wpływu pandemii na całą branżę transportową. To brak dostatecznej podaży usług transportowych w stosunku do popytu. Popytu, który nie uległ znaczącemu wzrostowi w porównaniu z takimi samymi okresami w przeszłości. Świadczyć to może o tym, że część przewoźników ograniczyła lub zawiesiła swoją działalność – dodaje Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska.
Zdaniem ekspertów głównym problemem branży jest niepewność co do sytuacji rynkowej w najbliższym czasie, spowodowana szeregiem nakładających się na siebie czynników, takich jak: pandemia (i związane z tym ograniczenia administracyjne oraz spadek liczby zleceń przewozowych), ryzyka regulacyjne związane z legislacją unijną (w tym wdrożenie pakietu mobilności), twardy brexit.
– Niepewność skłania wielu przedsiębiorców do ograniczania inwestycji w wymianę taboru, co daje się wyraźnie zauważyć zarówno w liczbie sprzedawanych pojazdów użytkowych, jak i w braku środków transportu na rynku przewozowym. Odrębną kwestią jest nasilenie nieuczciwej konkurencji, które prowadzi do pogorszenia sytuacji rzetelnie prowadzonych firm. Trudno bowiem konkurować z przewoźnikami, którzy np. na skutek nieprzestrzegania norm czasu prowadzenia pojazdów zwiększają miesięczny przebieg – mówi Maciej Wroński.
Eksperci podkreślają, że branża powinna skupić się na przetrwaniu, bez utraty potencjału przewozowego i innych aktywów, oraz utrzymaniu miejsc pracy i zespołu pracowników. – Ponadto w tym momencie należy ograniczyć koszty stałe i zdywersyfikować bazę klientów. Przedsiębiorcy powinni zrewidować dotychczasowy model biznesowy i otworzyć się na większą współpracę z innymi. Polska branża międzynarodowego transportu drogowego może i jest najsilniejsza w Europie, bo obsługuje 30 proc. tych przewozów, ale jeżeli nic się nie zmieni, to na zawsze pozostaniemy wyłącznie podwykonawcą dla dużych i wielkich graczy na rynku logistyczno-transportowym. A to będzie oznaczać zawsze stąpanie po krawędzi i pracę za najniższą marżę – dodaje Marcin Wolak.