Na tempo rozwoju polskiego eksportu w dużym stopniu wpływa konkurencyjność cenowa, poprawa jakości i rosnący strumień zamówień z Niemiec. Choć struktura produktowa zagranicznej sprzedaży poprawia się na rzecz towarów o wysokim stopniu przetworzenia kosztem surowców i żywności, to znaczącą część eksportu nadal stanowią dobra pośrednie, a nie finalne. O tym, jak wygląda struktura polskiego eksportu, jak powinna się zmieniać i jakie działania należy podejmować, by zmiany stały się mocnym stymulatorem gospodarczego rozwoju Polski, dyskutowano na kolejnej konferencji zorganizowanej w ramach Programu Rozwoju Eksportu w ub. tygodniu w Warszawie.
– Wzrost eksportu był jednym z głównych motorów napędowych polskiej gospodarki od początku lat 90. Gdyby nie eksport, nie byłoby wzrostu konsumpcji oraz inwestycji – podkreślał główny ekonomista Banku Zachodniego WBK Maciej Reluga. W ciągu ostatniej dekady udział eksportu w polskim PKB zwiększył się dwukrotnie, a udział Polski w obrotach światowego handlu – dwuipółkrotnie.
Obecnie ponad 75 proc. polskiego eksportu trafia do krajów Unii Europejskiej, w tym ok. 25 proc. do Niemiec, będących dla Polski oknem na świat. Coraz większego znaczenia w naszym eksporcie nabierają towary zaawansowane technologicznie, jak: komputery, farmaceutyki, instrumenty naukowe czy produkty przemysłu lotniczego.
Koszty coraz wyższe
Jednak jeden z najważniejszych dotychczasowych atutów polskich eksporterów – niskie koszty pracy – zaczyna stopniowo słabnąć. – Każda z kolejnych pięciolatek zabiera z rynku pewną liczbę pracujących. Powstaje więc pytanie, czy dotychczasowe niskie koszty pracy da się utrzymać w dalszej perspektywie – mówił Reluga.
Co prawda polskim firmom udaje się zwiększać produkcję m.in. kosztem Chin, wypychając z Europy niektóre ich wyroby dzięki malejącym różnicom w kosztach pracy, rosnącej produktywności i korzystnym zmianom kursowym. Ale polskie przedsiębiorstwa muszą coraz mocniej konkurować innymi atutami, m.in. zwiększając innowacyjność, której poziom wciąż jest zbyt niski.