Polscy inwestorzy emigrują na obce giełdy

W najbliższej przyszłości trudniej będzie zarobić na zagranicznych rynkach

Aktualizacja: 24.10.2015 13:22 Publikacja: 24.10.2015 12:00

Polscy inwestorzy emigrują na obce giełdy

Foto: Bloomberg

W trwającej niemal nieprzerwanie od 2009 r. dynamicznej hossie na giełdach światowych główny indeks warszawskiego parkietu przestał uczestniczyć prawie cztery lata temu. Nic więc dziwnego, że nasi inwestorzy coraz chętniej poszukują zysków na innych rynkach.

Wystarczy porównać skalę zmian poszczególnych indeksów. Wskaźniki amerykańskiego parkietu znajdują się niemal 45 proc. powyżej przedkryzysowego poziomu z początku 2007 r. Niemiecki DAX zyskał od tej pory ponad 50 proc. Tymczasem WIG20 wciąż ma wartość niższą niż wówczas – o jedną trzecią. Od września 2011 r. porusza się w bok, wahając się w przedziale od 2000 do 2500 punktów. W tym czasie amerykański S&P500 wzrósł o 80 proc., a DAX podwoił swoją wartość.

Pierwsze bardziej wyraźne sygnały zainteresowania polskich inwestorów światowymi rynkami zaczęły być widoczne w 2013 r. Tendencja kierowania części kapitału na giełdy zagraniczne nabrała dość powszechnego charakteru. Objęła zarówno otwarte fundusze emerytalne, fundusze inwestycyjne, jak i inwestorów indywidualnych.

Niestety, ta ostatnia grupa szanse na zarobek za granicą dostrzegła zbyt późno. Za późno stało się też dla niej widoczne zagrożenie dekoniunkturą.

Słabo w Chinach i na innych parkietach

Jak wynika z danych firmy Analizy Online, w kwietniu 2015 r. wartość środków ulokowanych przez Polaków w funduszach akcji zagranicznych wynosiła niemal 10 mld zł. W ten sposób udział inwestycji na obcych rynkach osiągnął rekordową wysokość – wyniósł 30 proc. kapitałów ulokowanych w funduszach akcyjnych ogółem.

Tymczasem właśnie w kwietniu na większości światowych rynków rozpoczęła się najpoważniejsza od czterech lat korekta spadkowa. Od tego czasu indeks globalnych akcji stracił w stosunku do październikowego dołka ponad 14 proc. Wskaźnik giełdy we Frankfurcie spadł o jedną czwartą, a amerykański S&P500 o ponad 11 proc. Choć wciąż jest jeszcze zbyt wcześnie na ogłoszenie trwałej zmiany tendencji, z pewnością trudno liczyć na powrót tak dobrej koniunktury, jaka była w poprzednich latach.

Ostatnie miesiące pokazują, jak szybko potrafią topnieć zyski osiągnięte na zagranicznych rynkach. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest giełda w Chinach. Jej główny indeks Shanghai Composite zmniejszył skalę wzrostu z niemal 45 proc. w ciągu ostatnich 12 miesięcy do zaledwie 5 proc., licząc od początku 2015 r.

Równie mocno zostały zredukowane zyski na parkietach Japonii, Francji, Niemiec czy Stanów Zjednoczonych, by ograniczyć się tylko do tych najbardziej znanych i popularnych oraz najbardziej dostępnych dla polskich inwestorów. Dobre wyniki utrzymują się wciąż na niszowych i płytkich rynkach, takich jak Słowacja, Łotwa czy Węgry. Niestety, tam niełatwo inwestować zarówno samodzielnie, jak i za pośrednictwem funduszy.

Zdecydowanie skończył się dobry czas tak popularnych do niedawna rynków jak Turcja czy kraje określane jako grupa BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny).

Perspektywy światowych rynków, zarówno tych rozwiniętych, jak i rozwijających się (emerging markets), ogranicza pogarszająca się koniunktura gospodarcza. Poza tym pojawiają się coraz liczniejsze zagrożenia o charakterze geopolitycznym. Istotne jest również ryzyko związane z planowaną zmianą kierunku polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych.

Niewystarczająca wiedza

Nasilające się spowolnienie w Chinach jedynie uwypukliło kłopoty globalnej gospodarki. Wyraźnie zmalało zapotrzebowanie na surowce, co odbija się niekorzystnie na kondycji krajów uzależnionych od ich eksportu. Natomiast w gospodarkach rozwiniętych zaczyna być widoczny spadek popytu na dobra wysoko przetworzone. Przekłada się to np. na pogorszenie sytuacji w Niemczech. Oznaki zadyszki wykazuje też gospodarka USA.

W warunkach mało przewidywalnej i zmiennej koniunktury na światowych rynkach warto zwrócić uwagę na dodatkowe czynniki w istotny sposób ograniczające możliwość efektywnego działania na zagranicznych parkietach. Najczęściej wśród nich wymienia się wysokie koszty transakcyjne związane z handlem akcjami zagranicznych spółek oraz opłaty dystrybucyjne i za zarządzanie, pobierane przez fundusze inwestycyjne. Koszty te są zwykle nieco wyższe niż w przypadku rodzimego rynku akcji.

Jednak największy negatywny wpływ na wyniki osiągane na obcych rynkach mają zazwyczaj niewystarczająca wiedza na temat lokalnych warunków oraz ryzyko walutowe.

W przypadku samodzielnych inwestycji w zagraniczne akcje, dokonywanych za pośrednictwem biur maklerskich, główna bariera związana jest z minimalnym, kwotowo ustalonym poziomem prowizji. Najczęściej prowizja maklerska wynosi od 20 do kilkudziesięciu euro, dolarów, franków lub funtów, w zależności od rynku, na jaki kierowane jest zlecenie. Aby w ujęciu procentowym prowizja nie przekraczała umiarkowanego poziomu 0,5 proc. (i aby nie ograniczała w nadmiernym stopniu efektów inwestycji), minimalna wartość zlecenia zakupu akcji powinna sięgać równowartości 4 tys. euro, czyli około 16,8 tys. zł.

Zmiana kursów walut koryguje wyniki

Jeszcze groźniejsze dla inwestorów jest ryzyko walutowe. Może nie tylko ograniczyć zyski, ale także prowadzić do poważnych strat nawet wtedy, gdy zmiany wartości akcji lub indeksu giełdowego na to nie wskazują.

W ostatnim czasie zjawisko to występuje ze szczególnym nasileniem w przypadku krajów surowcowych i ich walut. Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów działania tego mechanizmu może być Brazylia. W ciągu ostatnich 12 miesięcy indeks brazylijskiej giełdy spadł o 13 proc., jednak liczona w dolarach wartość jednostek renomowanych funduszy inwestycyjnych (np. HSBC, JP Morgan czy Allianz) obniżyła się aż o 40–50 proc. Powodem jest przekraczająca 50 proc. deprecjacja brazylijskiej waluty wobec dolara.

Niekorzystnie na wyniki inwestycji na zagranicznych rynkach wpływa wzrost wartości złotego wobec waluty, w której dana inwestycja jest nominowana. W tym kontekście należy mieć na względzie opinie o niedowartościowaniu złotego i związane z tym prognozy, wskazujące na możliwość umocnienia się naszej waluty.

Bank of America Merrill Lynch ocenia, że jesienią 2016 r. kurs euro obniży się do 3,95. Biorąc pod uwagę obecny kurs, sięgający 4,23 zł, oznaczałoby to umocnienie się naszej waluty o 6,5 proc. O taki procent należałoby więc korygować wzrost wartości inwestycji na przykład w papiery niemieckie.

informacje o funduszach inwestycyjnych dostępnych na polskim rynku www.izfa.pl

Jak zainwestować w akcje za granicą

Inwestować w akcje notowane na światowych giełdach można bezpośrednio, składając zlecenia w biurze maklerskim (potrzebny jest rachunek), lub pośrednio, kupując jednostki odpowiednich funduszy operujących na tamtych rynkach.

1  Kto się czuje na siłach, może samodzielnie wybierać akcje zagranicznych spółek. Możliwość taką oferuje kilka biur maklerskich. Zlecenia składa się mniej więcej tak samo jak na warszawskiej giełdzie. Inne są oczywiście prowizje maklerskie (przykłady podajemy na wykresie powyżej). Prowizje są ustalone procentowo od wartości transakcji, ale dodatkowo biura wyznaczają minimalne kwoty; najczęściej wynoszą one od 20 do kilkudziesięciu euro, dolarów, franków lub funtów, w zależności od miejsca transakcji. Żeby w ujęciu procentowym prowizja nie przekraczała umiarkowanego poziomu 0,5 proc., zlecenie kupna akcji powinno mieć  wartość co najmniej 4 tys. euro, czyli około 16,8 tys. zł.

2 Można też samodzielnie wybierać akcje spółek oraz indeksy giełdowe za pośrednictwem platform forexowych, dostępnych w wybranych biurach maklerskich i firmach inwestycyjnych. 3 Prostszym rozwiązaniem jest powierzenie pieniędzy wyspecjalizowanym funduszom inwestycyjnym. Wybieramy wtedy fundusz operujący na giełdach zagranicznych. Takie fundusze są w ofertach krajowych TFI, towarzystw ubezpieczeniowych, firm zagranicznych.

4 Można też zainwestować w fundusze typu ETF (powiązane z indeksami) notowane na warszawskiej giełdzie (dostępne są jedynie ETF na indeks giełdy niemieckiej DAX oraz giełdy nowojorskiej S&P500).

W trwającej niemal nieprzerwanie od 2009 r. dynamicznej hossie na giełdach światowych główny indeks warszawskiego parkietu przestał uczestniczyć prawie cztery lata temu. Nic więc dziwnego, że nasi inwestorzy coraz chętniej poszukują zysków na innych rynkach.

Wystarczy porównać skalę zmian poszczególnych indeksów. Wskaźniki amerykańskiego parkietu znajdują się niemal 45 proc. powyżej przedkryzysowego poziomu z początku 2007 r. Niemiecki DAX zyskał od tej pory ponad 50 proc. Tymczasem WIG20 wciąż ma wartość niższą niż wówczas – o jedną trzecią. Od września 2011 r. porusza się w bok, wahając się w przedziale od 2000 do 2500 punktów. W tym czasie amerykański S&P500 wzrósł o 80 proc., a DAX podwoił swoją wartość.

Pozostało 91% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Ekonomia
Grupa Econ i EkoParter Recykling - niekwestionowani liderzy branży zrównoważonego zarządzania odpadami w Lubinie
Ekonomia
Dbamy o bezpieczeństwo przez cały czas życia produktu
Ekonomia
Zlatan Ibrahimović w XTB
Ekonomia
Nowe funkcje w aplikacji mobilnej mZUS