W trwającej niemal nieprzerwanie od 2009 r. dynamicznej hossie na giełdach światowych główny indeks warszawskiego parkietu przestał uczestniczyć prawie cztery lata temu. Nic więc dziwnego, że nasi inwestorzy coraz chętniej poszukują zysków na innych rynkach.
Wystarczy porównać skalę zmian poszczególnych indeksów. Wskaźniki amerykańskiego parkietu znajdują się niemal 45 proc. powyżej przedkryzysowego poziomu z początku 2007 r. Niemiecki DAX zyskał od tej pory ponad 50 proc. Tymczasem WIG20 wciąż ma wartość niższą niż wówczas – o jedną trzecią. Od września 2011 r. porusza się w bok, wahając się w przedziale od 2000 do 2500 punktów. W tym czasie amerykański S&P500 wzrósł o 80 proc., a DAX podwoił swoją wartość.
Pierwsze bardziej wyraźne sygnały zainteresowania polskich inwestorów światowymi rynkami zaczęły być widoczne w 2013 r. Tendencja kierowania części kapitału na giełdy zagraniczne nabrała dość powszechnego charakteru. Objęła zarówno otwarte fundusze emerytalne, fundusze inwestycyjne, jak i inwestorów indywidualnych.
Niestety, ta ostatnia grupa szanse na zarobek za granicą dostrzegła zbyt późno. Za późno stało się też dla niej widoczne zagrożenie dekoniunkturą.
Słabo w Chinach i na innych parkietach
Jak wynika z danych firmy Analizy Online, w kwietniu 2015 r. wartość środków ulokowanych przez Polaków w funduszach akcji zagranicznych wynosiła niemal 10 mld zł. W ten sposób udział inwestycji na obcych rynkach osiągnął rekordową wysokość – wyniósł 30 proc. kapitałów ulokowanych w funduszach akcyjnych ogółem.