Kolejne edycje Orłów „Rzeczypospolitej", w których biorę udział jako członek kapituły są dla mnie źródłem optymizmu i dumy ze „złotego wieku" polskiej gospodarki po 1989 roku i okazją do refleksji na temat nadążania firm za rytmem zmian w światowej gospodarce.
Zawsze wierzyłem i nadal wierzę w potężną wolę przetrwania i rozwoju polskiej przedsiębiorczości. Dlatego pojawiały się i pojawiają na Liście 500 prywatne polskie firmy, które wyrosły, sprytnie wykorzystując szanse i luki na polskich i zagranicznych rynkach. Nie brak ich i dzisiaj wśród nominowanych, nagrodzonych i wyróżnionych. I to cieszy. Jednak narasta we mnie świadomość, że w najbliższej przyszłości czeka nas dość radykalny zwrot w światowej gospodarce, a my wchodzimy w ten zakręt na pełnej szybkości, chyba nie całkowicie zdając sobie sprawę z tego, jak jest ostry.
Dobiega kresu produktywne wykorzystanie XX-wiecznych wynalazków, technologii, rozwiązań instytucjonalnych. Czeka nas rewolucja związana ze sztuczną inteligencją, odnawialną energią, nowymi materiałami. Oznacza to, że produkty uznawane dziś za średnio zaawansowane technologicznie zaczną wypadać z rynków, a wytwarzające je firmy zostaną w najlepszym razie przejęte przez technologicznych liderów. Może się to stać bardzo szybko. Niezbędne są poważne nakłady na prace badawczo-rozwojowe realizowane w międzynarodowych sieciach. Jedynie umiędzynarodowienie badań zapewnić może dostęp do technologii, które w przyszłości okażą się dominujące.
Nakłady na rozwój zapobiegające sytuacjom, w których technologia w znacznej mierze eliminuje dotychczasowe źródła przewagi konkurencyjnej wiążą się z ponadprzeciętnym ryzykiem. Można błędnie odczytać trendy, nie zauważyć tendencji dominującej, nieuniknione są nieudane próby i niewłaściwe wybory. Dziś nie wiadomo czy w przemyśle samochodowym dominujący okaże się „klasyczny" napęd elektryczny czy wodorowy. W związku z kumulacją niepewności część ryzyka musi wziąć na siebie państwo.
Stawia to ponownie na porządku dziennym temat roli państwa w gospodarce rynkowej. Archaiczne, bo rodem z lat 20. i 30. ubiegłego wieku, wyobrażenia o roli państwa jako zarządzającego właściciela znacznej części przemysłowych aktywów oraz realizatora różnego rodzaju gigantomańskich projektów trzeba zastąpić czymś współczesnym. Jest to rola regulatora, czyli twórcy i strażnika niezależności i wiarygodności ram instytucjonalno-prawnych funkcjonowania gospodarki. Jest to też rola swoistego „amortyzatora" niesprawności działania rynku np. w zakresie nierówności dochodowych. Kolejna rola to inwestowanie w rozwijające się technologie, obarczone wysokim poziomem ryzyka. Taką rolę powinien spełniać nie tylko „biedniutki" jak na światowe standardy NCBiR, ale także, lub raczej przede wszystkim, wszystkie „branżowe" resorty.