[b][link=http://www.rp.pl/artykul/452107.html]Euro najniżej od maja[/link] - komentarz maklera XTB [/b]
Eksperci Banku ING prognozują, że pod koniec roku na rynku międzybankowym za euro trzeba będzie zapłacić tylko 1,2 dolara wobec niewiele ponad 1,33 wczoraj. W środę wspólna europejska waluta osłabiła się o blisko 1 proc. w stosunku do waluty Stanów Zjednoczonych.
Winą za słabość europejskiego pieniądza ekonomiści obarczają niefrasobliwych ich zdaniem przywódców unijnych państw, którzy w czasach kryzysu poprzez rozdęte programy wsparcia dla gospodarek doprowadzili do nadmiernego zadłużenia.
– Wprowadzenie wspólnej waluty pozwoliło członkom Wspólnoty na tańsze zadłużanie się – wyjaśnia Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao. – Nie było więc blokady w postaci obaw przed silną dewaluacją lokalnego pieniądza. Tanie pozyskiwanie finansowania doprowadziło do powstania ogromnego deficytu także w obrotach bieżących. Zdaniem ekonomisty, gdyby Grecy nadal mieli drachmę, która szybko traciłaby na wartości (co z kolei powodowałoby, że pożyczanie pieniędzy byłoby coraz droższe), ich apetyt na życie na kredyt szybko by osłabł.
Teraz, gdy coraz jaskrawiej zarysowują się problemy Grecji, a w Brukseli nie ma zgody co do rozwiązania jej problemów, euro staje się bardzo wrażliwe na nastroje rynkowe. – W ciągu ostatnich dwóch – trzech miesięcy ryzyko osłabienia waluty rzeczywiście przesunęło się z dolara na euro – podkreśla Piotr Kalisz, główny ekonomista CitiHandlowego. – Sytuacja krajów Unii Europejskiej wcale nie jest gorsza niż Stanów Zjednoczonych, jednak w przypadku członków Wspólnoty nacisk na obniżanie zadłużenia oraz deficytu jest dużo większy niż za oceanem. Silne zaciskanie pasa zostanie zaś okupione znacznie niższym wzrostem gospodarczym, co przyczyni się do osłabienia euro.