Dwa razy brał pan udział w najstarszym i najbardziej prestiżowym rajdzie zabytkowych samochodów Londyn-Brighton. Co daje udział w takiej imprezie?
Tomasz Skrzeliński:
Gdy w 1997 r. po raz pierwszy jechałem pod biało-czerwonym sztandarem, miałem numer startowy 7, czyli jeden z pierwszych, a było kilkuset uczestników. Tamten udział otworzył przede mną serca, domy i garaże kolekcjonerów dosłownie na całym świecie. To jest stała przepustka wszędzie gdzie jestem: w Ameryce, Australii...
Proszę opowiedzieć o swojej największej kolekcjonerskiej przygodzie.
Chyba było nią przejechanie legendarnej amerykańskiej drogi 66, o której miejscowi śpiewają pieśni i nazywają ją matką dróg. Steinbeck opisał ją w „Gronach gniewu". Drogę tę przejechałem moim ulubionym samochodem IHLE-DKW, który jako pierwszy kupiłem w 1968 r. Wyrzucono mnie wtedy z Politechniki Warszawskiej za udział w znanych z historii Polski demonstracjach studenckich. Zacząłem handlować surowcami wtórnymi. Udzielałem korepetycji. Zebrałem 8 tys. zł i kupiłem sobie przedwojenne DKW.