Według najnowszych zapowiedzi polityków rurociąg ukraińsko-polski dzięki włączeniu się w jego przygotowanie firm z Azerbejdżanu i Gruzji – może powstać za trzy – cztery lata. I nie chodzi o samą budowę, bo – jak wczoraj zgodnie przyznali uczestnicy naszej debaty – ta jest najmniejszym problemem. Najważniejsza kwestia to właśnie dostawy ropy.
Kilka dni temu o tej inwestycji rozmawiali prezydenci Ukrainy i Polski. Lech Kaczyński zapowiedział nawet, że za pół roku ropa kaspijska będzie mogła być dowożona do Polski – na początek w niewielkich ilościach – cysternami kolejowymi. Potencjalnym odbiorcą byłby PKN Orlen.
Wczoraj prezes koncernu zdementował te informacje. – Nie ma konkretnych planów dostaw koleją i mnóstwo warunków musiałoby być spełnionych, żeby to był nie tylko hipotetyczny pomysł – dodał Piotr Kownacki.
Uczestnicy debaty zgodnie przyznali, że w znacznie trudniejszej sytuacji jest Polska, jeśli chodzi o możliwości sprowadzenia gazu z nowych kierunków.
Największe gazociągi, którymi sprowadzamy gaz ziemny, są na granicy wschodniej na podstawie umowy z Gazpromem i kontrolowanej przez ten koncern spółki. Polska ma tylko jedno połączenie z niemieckim systemem rurociągów, ale umożliwia ono import zaledwie 0,5 mld m sześc. surowca. Podczas gdy popyt sięga 14 mld m sześc. rocznie.
W tej sytuacji ryzyko kolejnych konfliktów Gazpromu z zachodnimi sąsiadami – Białorusią i Ukrainą może spowodować, że przykręcenie kurka powtórzy się. – Trwają negocjacje cenowe z Mińskiem i Kijowem, na dodatek infrastruktura – sądząc po ostatnich pożarach – nie jest w dobrym stanie – zauważył Maciej Janiec.
Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przygotowuje się do budowy w Świnoujściu portu gazowego, który umożliwi dostawy gazu w postaci skroplonej statkami, oraz rurociągu z Danii. Każda z tych inwestycji kosztować będzie kilkaset milionów euro. Formalnie powinny być gotowe za trzy-cztery lata.
– Powstaje jednak pytanie, czy gaz skroplony i norweski będą atrakcyjne pod względem ceny w porównaniu z importem z Rosji – mówił wczoraj Maciej Janiec.
Inny problem to, skąd Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo sprowadzi gaz skroplony. Zanim rozpocznie budowę portu gazowego, spółka powinna mieć pewność dostaw, czyli kontrakt z przynajmniej jednym producentem LNG. Tymczasem przygotowania do rozpoczęcia budowy terminalu w Świnoujściu trwają, a zawarcie kontraktu importowego odsuwa się w czasie. Na początku roku spółka zapowiadała, że jesienią taki kontrakt będzie gotowy, potem mówiono o końcu tego roku, a ostatnio – o początku 2008 r. – W Europie buduje się 11 terminali gazu skroplonego, rzeczywiście trwa pewien wyścig po ten surowiec – mówił wczoraj dyrektor ds. strategii PGNiG Oleszkiewicz.
Eksperci zgodnie oceniają, że w ciągu najbliższych kilkunastu lat rynek LNG będzie dynamicznie rósł, napędzany przez Europę, Stany Zjednoczone i Azję.
A wraz ze wzrostem rynku to paliwo stanie się bardziej dostępne w kontraktach spotowych. Maciej Janiec uważa, że już w 2010 r. w tego typu dostawach będzie sprzedawane ok. 10 – 15 proc. wyprodukowanego gazu. – Zatem i ceny LNG powinny stawać się konkurencyjne w stosunku do gazu sprowadzanego rurociągami – mówił Maciej Janiec.
Pełny zapis wideo dyskusji wkrótce w naszym wydaniu online
Debata została zorganizowana przy merytorycznym wsparciu PKN Orlen
Nie będziemy obrażać się na Rosjan. Oceniamy, że nie ma zagrożenia odcięcia dostaw ropy lub gazu. Plan budowy ropociągu rosyjskiego do portu w Primorsku i w tym kontekście zakręcenia kurka na ropociągu Przyjaźń można raczej traktować jako zapowiedź niż zagrożenie. Analizujemy teraz projekty inwestycji, które mają poprawić bezpieczeństwo energetyczne kraju, w tym i plan budowy ropociągu z Ukrainy do Polski. Dobre pomysły na pewno będą realizowane. O bezpieczeństwie energetycznym decyduje długofalowa polityka.
Trudno zgodzić się z tezą, iż decyzje rosyjskich firm naftowych zależą tylko od ekonomii. Fakt, że kilka lat temu Rosjanie przestali transportować swoją ropę do portu Ventsplis, a w zeszłym roku przerwali dostawy do rafinerii litewskiej w Możejkach i ich nie wznowili, to kolejny na to dowód. Także decyzja o budowie rurociągu do zamarzającego portu w Primorsku ma niewiele wspólnego z ekonomią. Nawet szef jednego z największych rosyjskich koncernów, z którym rozmawiałem, nieoficjalnie przyznał, że to polityczna decyzja – ta inwestycja jest nieopłacalna, ale musi być wykonana.
Długofalowa rosyjska strategia energetyczna zakłada cele inne niż tylko ekonomiczne. Zwłaszcza w sektorze gazowym i naftowym firmy mają do wykonania zadania polityczne. I wręcz bezpośrednio mówi się o planach ominięcia państw tranzytowych. Chodzi zatem nie tylko o Białoruś i Ukrainę, przez których terytorium Rosjanie transportują ropę i gaz do Europy Zachodniej, ale też Polskę. Na pewno nie możemy rozumować w ten sposób, że jeśli bardziej zwiążemy się z Rosją, to dzięki temu poprawi się nasze bezpieczeństwo energetyczne.
W przypadku interesów naftowo-gazowych w Rosji mamy do czynienia z mieszanką polityki i biznesu. Ale patrząc na decyzje rosyjskich firm w dłuższej perspektywie – to jednak mają one charakter ekonomiczny. Na przykład wiadomo, że rosyjskie firmy będą starały się ograniczyć eksport ropy na rzecz większej sprzedaży za granicą gotowego paliwa. Rozmowy z Rosją są konieczne, Ważne by interes odbiorcy był też interesem dostawcy.
Dla bezpieczeństwa energetycznego tak samo jak dostawy ropy czy gazu ważne są dostawy paliwa. Ciągłość zaopatrzenia rynku jest wyznacznikiem takiego bezpieczeństwa. Należy zatem zadbać o nowe rurociągi, które będą transportować paliwo, i zwiększyć zapasy. To szczególnie ważne w razie sytuacji kryzysowej. Zaskakujące, że tylko projekt polsko-ukraińskiego ropociągu z Brodów do Adamowa jest na liście priorytetów rządowych, podczas gdy plan rurociągu paliwowego z Gdańska na południe kraju i przechowywania paliwa w kawernach jest na liście rezerwowej. Choć przechowywanie ropy i produktów właśnie w kawernach jest najlepszym rozwiązaniem.
Rosyjski Gazprom jako jedyny tak duży eksporter gazu stosuje taktykę przerywania dostaw do krajów, z którymi jest skonfliktowany. Tak było w wypadku sporu z Białorusią i Ukrainą o cenę gazu i można przypuszczać, iż tego typu sytuacje mogą się powtarzać. Skutki odczuła także Polska, bo dostawy były mniejsze. Dlatego planujemy inwestycje, które umożliwią import gazu z innych kierunków. Gdy je zrealizujemy, na pewno łatwiej będzie nam rozmawiać z rosyjskim dostawcą. Trzeba też rozwiać mit, że gaz rosyjski jest dla Polski szczególnie tani, a gdybyśmy surowiec kupowali z Norwegii, to byłby znacznie droższy. Faktycznie PGNiG płaci Gazpromowi ceny według formuły opartej na notowaniach ropy naftowej, a gaz norweski, choć wyceniany według innej kalkulacji, był tańszy od rosyjskiego nawet o 30 proc.
Zapotrzebowanie na gaz ziemny w Polsce nie rośnie, a w kolejnych latach będziemy musieli w ramach wieloletniego kontraktu z Gazpromem sprowadzać coraz więcej rosyjskiego gazu. Nowe projekty – portu gazowego i rurociągu z Danii – wydają się mało realistyczne. Obie inwestycje powinny być opłacalne. Nie możemy wydawać ogromnych kwot na to, żeby stały niewykorzystane. Terminal gazu skroplonego to jednak projekt polityczny, skoro państwo ma wyłożyć ponad miliard złotych na niezbędny falochron. Podstawy biznesowe terminalu dla mnie nie są jasne. Warto zapytać, dlaczego zrezygnowaliśmy z prostego połączenia z Europą, czyli budowy rurociągu do Niemiec.