Indeksy w Warszawie zaczęły mocno spadać od momentu publikacji danych z amerykańskiego rynku. WIG20 tracił nawet prawie 3 proc. Ostatecznie spadł o ok. 2,4 proc. Ewidentnie nastąpiło to pod wpływem wiadomości z USA, gdzie inflacja w listopadzie wzrosła w porównaniu z październikiem o 0,8 proc., a więc najmocniej od września 2005 r. W skali roku jest to wzrost o 4,3 proc. Niekorzystne okazały się też czwartkowe dane o inflacji cen producentów. W listopadzie ceny produkcji za oceanem poszły w górę o 3,2 proc., podczas gdy analitycy oczekiwali 1,5 proc. To najwyższy wzrost od 34 lat. Rosnące ceny dóbr powinny cieszyć inwestorów, ponieważ potwierdza to, że gospodarka USA jest w lepszej kondycji, niż sądzono. Reakcja giełd pokazuje jednak, jak słaba jest wiara w stan największej gospodarki świata. – Być może inwestorzy potrzebują więcej argumentów – uważają analitycy Societe Generale.
Dla giełdowych graczy stało się jasne, że Fed ma teraz znacznie mniej argumentów przemawiających za cięciem kosztu pieniądza. – Widać, że rośnie niechęć do utrzymywania bardziej ryzykownych aktywów, czego dowodzą nie tylko spadki indeksów, ale i walut rynków wschodzących – mówi “Rz” Marek Rogalski z First International Traders DM. W piątek bardzo mocno osłabił się złoty, a zyskał dolar. Potwierdza to również spadek indeksu największych warszawskich firm, podczas gdy wskaźnik małych spółek sWIG nieznacznie się umocnił, a średnich firm mWIG40 stracił 0,21 proc. Analitycy liczą, że sytuacja na giełdach się ustabilizuje. – Ostatnie spadki wynikały bardziej z emocji niż fundamentów – uważa Rogalski.