Rz: Przedstawiciele zagranicznych koncernów zainteresowanych prywatyzacją polskich firm energetycznych wskazują, że firmom tym nie wystarczy pieniędzy z ofert publicznych na zaspokojenie potrzeb inwestycyjnych. Proponują więc, by od razu sprzedać ich akcje inwestorom strategicznym. Czy minister skarbu może uwzględnić te opinie, zwłaszcza że inwestycje mają pochłonąć kilkadziesiąt miliardów złotych w ciągu kilku lat?
Jan Bury:
Dzięki debiutom na giełdzie grupy energetyczne staną się bardziej przejrzyste, będą musiały spełnić giełdowe standardy, udostępniać informacje o działalności. Bardziej czytelna będzie też wycena ich wartości. Zdajemy sobie sprawę, że wpływy z emisji nowych akcji – podwyższających kapitał o 10 czy 20 proc. – nie będą na tyle duże, by wystarczyły na wszystkie inwestycje. Ale przecież nasze grupy nie będą potrzebowały od razu w tym i przyszłym roku kilkunastu miliardów złotych, gdyż dopiero przygotowują programy inwestycyjne. Na przykład plan budowy nowego bloku w elektrowni Kozienice jest rozłożony na siedem lat, więc w takim czasie, a nie od razu, spółka będzie musiała zgromadzić 5 mld zł.
Zatem plany dwuetapowej prywatyzacji się nie zmienią?
Tak. W tym i przyszłym roku planujemy sprzedaż akcji grup energetycznych w ofertach publicznych i zakładamy, że w 2010 i 2011 r. akcje od Skarbu Państwa będą mogli kupić inwestorzy branżowi. Nie przewidujemy żadnej korekty, choć rozumiem oczekiwania potencjalnych inwestorów. To, że wiele firm interesuje się polską energetyką, to dobry znak. Gdy przystąpimy do drugiego etapu prywatyzacji, będziemy mogli wybierać z wielu ofert.