Odreagowanie na giełdach nie przełożyło się na osłabienie dolara. Wprost przeciwnie - amerykańska waluta ciągle zyskuje na wartości. W południe płacono za niego 2,72 zł.
Zdaniem analityków taki trend jeszcze się utrzyma, ale nikt nie potrafi powiedzieć jak długo. - Inwestorzy masowo zamykają swoje inwestycje na rynkach wschodzących i lokują wszystkie pieniądze w dolara - mówi Marcin Bilbin, ekonomista Pekao SA.
- Mamy też do czynienia oczywiście z wyprzedażą złotego i forinta. Jego zdaniem jest to wynik fundamentalnych problemów Europy. - Recesja dotarła już na stary kontynent, a o ile FED już nie będzie ciął stóp procentowych, o tyle EBC jeszcze stopy obniży - uważa Bilbin.
Powrót dolara do Stanów Zjednoczonych to także efekt oczekiwań, że waluty i giełdy rynków wschodzących, których gospodarki często oparte są na eksporcie surowców, będą znajdować się pod presją. Skąd to przypuszczenie? Szef Fedu Bena Bernanke oświadczył, że spowolnienie w gospodarce amerykańskiej może potrwać dłużej. A to z kolei odbije się na gospodarkach uzależnionych od eksportu. Niższy globalny popyt spowoduje spadek cen surowców.
W USA zaś obawy przed dłuższym spowolnieniem powodują, że pojawiają się propozycje kolejnych pakietów fiskalnych, które miałaby pobudzić gospodarkę. Jeśli zostałyby one wprowadzone rentowność obligacji amerykańskich wzrośnie. Zdaniem Jacka Wiśniewskiego, głównego ekonomisty Raiffeisen Bank, będzie ona rosnąć także z uwagi na przekonanie, że Stany Zjednoczone powoli stają się najbezpieczniejszym miejscem na inwestycje.