Łyżkę dziegciu do beczki zachwytów nad zdyscyplinowaną postawą Estończyków dodają miejscowi Rosjanie, tradycyjne dostrzegający czarne strony tamtejszej rzeczywistości. Na rosyjskiej wersji najpopularniejszego portalu Delfi pojawił się wykaz rachunków, jakie już w czasie kryzysu przedstawili kancelarii parlamentu posłowie. „Spotkania z wyborcami”, bo tak opisane są rachunki, odbywają się najczęściej w luksusowych restauracjach i nocnych klubach. Moją uwagę przykuł wyjątkowo długi spis, zaczynający się pozycją „obiad z gościem: 9000 koron (600 euro)”, przedstawiony przez polityka, który podczas wizyty w Polsce w wywiadzie dla „Rz” prezentował się jako wyznawca kultu pracy i etosu luteranina.
[srodtytul]Kultura spokoju[/srodtytul]
– Kultura polityczna w Estonii jest inna niż na Łotwie czy Litwie. Nie mówię o temperamencie, bo to nie jest kategoria zbyt naukowa. Chodzi o sposób reagowania w sytuacjach kryzysowych. U nas problemów nie rozwiązuje się na ulicy, rzucając kamieniami w parlament – przekonuje Andres Kasekamp, dyrektor Estońskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Estończycy lubią myśleć, że są lepsi od swych większych bałtyckich sąsiadów. Nie urządzają burd, nie atakują policjantów, nie wywracają samochodów. Z niespecjalnie ukrywaną wyższością podkreślają, że nie do pomyślenia są u nich zamieszki, jakie niedawno zdarzyły się w Rydze i Wilnie. Nawet niepodległość Estończycy odzyskali przecież spokojnie, bez przelewu krwi, co też zapisują sobie na plus.
Patrząc chłodnym okiem, trudno nie dostrzec, że kryzys w Estonii ma takie same przyczyny jak w całej Nadbałtyce – szybki wzrost gospodarczy napędzany przez konsumpcję kredytowaną przez banki spowodował przegrzanie gospodarki. A jednak półtoramilionowa Estonia ma największe szanse wyjść z niego obronną ręką. Nie tylko dlatego, że ma rezerwy i nie musiała się jak Łotwa zwrócić do MFW. – Rób, co do ciebie należy, a miłość sama przyjdzie. Tak mówi nasz wielki pisarz Anton Hansen Tamsaare – słyszę od kilku moich rozmówców. I nikt w Tallinie wydaje się nie mieć wątpliwości, że w 2011 Estończycy dotrą wreszcie do ziemi obiecanej, czyli strefy euro.