– Obecny kurs wspólnej waluty oznacza dla nas prawdziwe żniwa – mówi Grzegorz Cały, kierownik sklepu Intermarche w Słubicach, nad granicą z Niemcami. – Od czasu, kiedy kurs zbliżył się do 5 zł, nasze obroty wzrosły o 20 proc. – dodaje.
[wyimek]40 proc. mogą być tańsze meble w Polsce w porównaniu z cenami na Słowacji[/wyimek]
Ale z mocnego euro cieszą się też Słowacy. – Teraz najlepiej jest mieszkać i pracować na Słowacji, a żywić się w Polsce – mówi Helena z Bardejowa. W Jabłonce, Nowym Targu, Gorlicach, Krośnie czy Dukli zaczyna dominować język słowacki. Każdej soboty rano od granicy w Barwinku w stronę Krosna suną samochody ze słowackimi rejestracjami. W Polsce większość artykułów spożywczych, chemicznych, ale też elektronika, sprzęt AGD, a zwłaszcza meble, są od 20 do 40 proc. tańsze niż na Słowacji. Oblężenie przeżywają składy budowlane, sklepy meblarskie, wyposażenia wnętrz.
– No, tego to jeszcze nie było: Słowacy zaczynają przyjeżdżać do nas na narty – dziwią się w ośrodku narciarskim w Chyrowej koło Dukli.
W polskich sklepach, tyle że na wschodzie, można też spotkać coraz więcej Litwinów. Oni również korzystają na słabszym złotym, bo ich waluta – lit – jest sztywno powiązana z euro. Istny najazd Litwinów przeżywają Suwałki. W niektórych sklepach spożywczych z półek znika praktycznie wszystko. I to w takim tempie, że obsługa nie nadąża z donoszeniem towaru z magazynu. – Nawet jeżeli doliczy się koszty paliwa, to i tak człowiek wychodzi na swoje – opowiada Antonas Niedzinskas z Mariampola, który na zakupy do Polski wybiera się przynajmniej raz w tygodniu. Litwini wyjeżdżają ze sklepów z pełnymi koszami. Mają w nich zapasy mąki, cukru, oleju, kawy i napojów. Kupują słodycze oraz nabiał. Na jednej kostce masła mogą zaoszczędzić nawet złotówkę.