Związkowcy uważają, że obecny zarząd Polic odpowiedzialny jest za fatalną kondycję ekonomiczną zakładu.
Police od dłuższego czasu pracują na pół gwizdka. Zakład wykorzystuje zaledwie 60 – 70 proc. swoich zdolności produkcyjnych i musi radykalnie ciąć koszty. Ubiegłoroczny zysk spółki stopniał z 340 mln zł po trzech kwartałach do 30 mln zł na koniec roku. Po czwartym kwartale spółka wykazała 131 mln zł straty na opcjach walutowych. W pierwszym kwartale straty wzrosły. Do tego dochodzi 150 mln zł odpisu na zapasy surowców i gotowych produktów.
– Członkowie zarządu zamiast szukać rozwiązań, na spotkaniach informują o czekającym nas w czerwcu ogłoszeniu upadłości – twierdzi Waldemar Badełek, szef największego związku zawodowego w Policach.
Ten ostatni zarzut prezes Polic Ryszard Siwiec odpierał we wtorek w Radiu Szczecin: – Na tę chwilę upadłość nie jest rozważana – oświadczył na antenie. Ale w zakładzie już o niej huczy. Nie wykluczają go także analitycy. – To byłaby ostateczność. Ale jeśli banki nie zdecydowałyby się na dalsze finansowanie Polic, może się coś takiego wydarzyć – potwierdza Paweł Burzyński z Domu Maklerskiego BZ WBK.
Marnie wyglądają perspektywy programu antykryzysowego przygotowanego przez spółkę. Wciąż czeka on na zatwierdzenie, choć rada nadzorcza miała to zrobić jeszcze w lutym. Nie wiadomo także, co z restrukturyzacją zatrudnienia: z pracujących w grupie kapitałowej 4,5 tys. osób spółka chce się pozbyć 300 pracowników w ramach programu dobrowolnych odejść. – Na razie nie wiemy, jakie program przyniesie efekty – przyznaje Rafał Kuźmiczonek, rzecznik Polic. Według związkowców do tej pory zainteresowało się nim zaledwie kilka osób.