W praktyce oznacza ono, że w celu uzyskania pożądanego efektu lekarze wolą przeprowadzić większą liczbę małych zabiegów niż wykonać jeden duży, po którym pacjent będzie wyłączony z życia. Chodzi nie tylko o względy zdrowotne. Mało kogo dzisiaj stać na to, by przez miesiąc czy dwa siedzieć w domu i leczyć blizny. Oto nowości, które wkraczają lub już wkroczyły do gabinetów.
[srodtytul]Kwas hialuronowy[/srodtytul]
Gabinety podbił preparat, którego działanie bazuje na tym kwasie. Jego zasadniczą zaletą jest fakt, że to naturalny związek, występujący także w ludzkim organizmie. Z jego pomocą można czynić niemalże bezbolesne cuda. Tyle że efekt działania nie jest trwały. Z czasem organizm absorbuje kwas i po około roku należy zabieg powtórzyć. Dzisiaj w ten sposób powiększa się m.in. biust. Wystarczy za pomocą kilku zastrzyków zaaplikować zagęszczony preparat, by wypełnił pierś i ją powiększył. Zero blizn, niestety wysoka cena. W dobrym stołecznym gabinecie za sam preparat zapłacimy ok. 5 – 7 tys. zł, drugie tyle za zabieg. Kwas hialuronowy może również służyć do powiększania łydek, pośladków czy mięśni piersiowych u mężczyzn.
[srodtytul]Implanty[/srodtytul]
Dawniej powiększano piersi za pomocą implantów z płynnym silikonem. Dzisiaj wszczepia się silikon zagęszczany, przypominający swoją konsystencją galaretkę. Ale zmianie uległ także ich kształt. Oprócz tradycyjnych implantów okrągłych używa się również tak zwanych implantów anatomicznych. Mają one kształt łezki i dzięki temu pozwalają na bardzo naturalny efekt powiększenia piersi, nawet w przypadku pacjentek, które dawniej były „trudnymi przypadkami” – bardzo szczupłych i niemających dużo tkanki gruczołowej niezbędnej do przykrycia implantu. Takie protezy kosztują ok. 5,5 tys, zł, starsze ok. 2 tys. zł mniej.