Zamiast kwiatków – obwarzanki

Kable, nylon, butelki po lekarstwach – oto z czego awangardowi ogrodnicy robią miejskie parki i skwery. Od 30 lat próbują wywoływać zdrowy ferment u mieszczucha. Po co?

Aktualizacja: 26.06.2009 06:01 Publikacja: 26.06.2009 02:25

Ogród z Bajgli Marthy Schwartz

Ogród z Bajgli Marthy Schwartz

Foto: Rzeczpospolita

Pierwszy ogród z niecodziennych materiałów założyła w 1979 r. amerykańska architekt krajobrazu Martha Schwartz. Dziś zbieramy żniwa jej obwarzankowej rewolucji.

Wyjazd męża w podróż służbową to okazja na zamieszanie w spokojnym związku. Czasem takie rewolucje wymykają się spod kontroli i sięgają poza własny ogródek. Tak było tym razem.

Martha Schwartz właśnie dostała pachnący farbą drukarską dyplom Graduate School of Design Harvard University. I postanowiła zrobić niespodziankę swemu mężowi Peterowi Walkerowi, znanemu architektowi krajobrazu, który wybrał się w delegację.

W alejkach ich niewielkiego domowego ogródka w Cambridge wysypała żwir w odcieniu intensywnego fioletu. W centralnej części posadziła kilka krzaczków różowego geranium. Na targu od piekarza kupiła wianuszek nanizanych na sznurek obwarzanków. Zabezpieczyła je przed wilgocią pokostem i przymocowała do podłoża, układając jak guziki w dwurzędowym galowym mundurze oficerów marynarki. I urządziła przyjęcie powitalne.

Walker projektował ogrody w stylu modernistycznym – proste, abstrakcyjne, minimalistyczne w formie. Odpustowe, nietrwałe obwarzanki nie mieściły się w tym repertuarze. Zaskoczenie było tym większe, że zanim rozmiękły, Ogród z Bajgli (Bagel Garden) trafił na okładkę prestiżowego magazynu „Landscape Architecture”. To doprowadziło do furii niektórych kolegów Schwartz, a z niej zrobiło enfant terrible ogrodnictwa.

Świat sztuki zdążył przywyknąć do silniejszych wrażeń. Yves Klein pokazał już fotograficzną „dokumentację” własnego skoku z okna. Christo wywołał wielki korek, zastawiając wąską paryską uliczkę baryłkami na ropę. Picasso i Mondrian od lat leżeli w grobie. Tymczasem architektura krajobrazu wciąż tkwiła w romantyzmie. Moderniści wprowadzili linię prostą, asymetrię, przestali grodzić ogrody. Zerwali z ich natrętną reprezentacyjnością. Jednak do rewolucji było daleko.

„Zrobić wtedy zamieszanie w architekturze krajobrazu było równie łatwo, jak złowić rybę w akwarium” – wspominała po latach Martha Schwartz, już jako profesor Wydziału Architektury Krajobrazu w Harvard University. Dziś, 30 lat po rewolucji obwarzanków, uważa się ją za prekursorkę i główną siłę napędową sztuki konceptualnej w ogrodnictwie.

[srodtytul]Alfabetem Morse’a[/srodtytul]

Obecnie na świecie jest kilkadziesiąt pracowni, które poszły jej śladem. Ważniejsza jest dla nich idea porządkująca przestrzeń ogrodu niż sama zieleń i jej dekoracyjna funkcja. Nie boją się humoru. Nawiązują do tradycji miejsca, jego historii lub doświadczeń obecnych mieszkańców.

Pięć lat temu pracownia BCA Landscape przygotowała projekt ogrodu inspirowany autobiograficznymi relacjami liverpoolczyków. Przysyłali je do ratusza na specjalnie ogłoszony konkurs. Twarze Liverpoolu powstały na planie trójkąta w pobliżu portowych doków.

W otaczających ogród betonowych ścianach umieszczono bulaje. Przez jedne widać morze, w innych zamontowano fotografie z portretami mieszkańców miasta. Starą ogrodniczą zasadę genius loci potraktowano tu bardzo osobiście. Powracającym motywem wizualnym są koła i poprzeczne linie, które w alfabecie Morse’a mówią: Liverpool – próg końca świata.

Idea przewodnia konceptualnego ogrodu może sięgać nawet czasów starotestamentowych. Odwoływać się do spraw tak uniwersalnych jak ludzka pycha.

W ogrodzie neogotyckiego zamku Ippenburg w niemieckim Bad Essen w Westfalii przed kilkoma laty pracownia Klahn & Singer ustawiła sześciopiętrową wieżę z beli siana. Bele ustawiono na wiosnę. Latem nasiąkły wodą. Zdekomponowało to konstrukcję, która zdążyła bujnie porosnąć trawą i mchem. Jesienią bele zaczęły się rozkładać. Memento mori. Ten portret nieuchronnego rozpadu i tymczasowości nazwano Ogrodem Babel. Stanął obok potężnego zamku o 100 pokojach, na ziemi, która należała do rodziny Bussche-Ippenburg od 600 lat.

Są ludzie, którzy mierzą upływ czasu wzrostem drzew. Tę naturalną kolej rzeczy w Ippenburgu odwrócono. Pokazano nie wzrost, lecz rozpad, procesy gnilne.

Krajobraz może być wszystkim – mówi Schwartz. Jej debiutancki ogród był trochę jak z Warhola, tyle że zamiast zupy Campbell znalazł się w nim równie banalny obwarzanek. Okazało się, że ogród mogą tworzyć elementy i materiały do tej pory niekojarzone z przyrodą. Awangardowi ogrodnicy zamiast powielać sielankowe raje, ze strumykami i skalniakami imitującymi górski krajobraz, ze sztuczności robią cnotę.

[srodtytul]Suknia z drutów[/srodtytul]

Na kontraście żywych roślin i materiałów przemysłowych (metalu czy kabli) opierają się prace brytyjskiej architekt Julii Barton. W XVII-wiecznych ogrodach zamku Levens Hall w północnej Anglii postawiła oplecione drucianą siatką metalowe szkielety. Nadała im kształt elżbietańskiej sukni i dopiero na nich posadziła rośliny (Phyto-forms, 2001 r.). Nawiązała w ten sposób do historii miejsca słynnego z ars topiaria – sztuki nadawania drzewom i krzewom geometrycznych form.

Barton nawet ogrodowego węża używa jako elementu dekoracyjnego. Zwykłe materiały, jak szkło, też mogą się pojawiać w nieoczywistej postaci. Setki kolorowych bombek choinkowych zebranych w grona rozwiesił na drzewach we francuskim Havre Claude Cormier. Zrobił to na pamiątkę pochodzącego stąd impresjonisty Claude’a Moneta.

Andy Cao, z pochodzenia Wietnamczyk, w ogrodzie rzymskiej Akademii Amerykańskiej rozsypał 9 ton pokruszonych i oszlifowanych szkiełek w intensywnej barwie lapis-lazuli. Otoczył nimi ogrodową fontannę z trawertynu. Szkiełka wysypał też na ścieżkach prowadzących do budynków akademii. Elewację tego budynku pokryto bujną trawą. Przy wejściu zawieszono ściankę z 20 szklanych paneli wykonanych ze stopionych butelek po lekach. Wewnątrz na podłodze „posiano” trawę, jakby ogród przedostał się do budynku. Ściany były w intensywnej czerwieni, stąd nazwa projektu Czerwone Pudełko (Red Box, 2002 r.). A wszystko działo się w otoczeniu grzecznej neoklasycystycznej architektury.

Percepcyjne zamieszanie w układzie nerwowym, które powoduje sztucznie stworzony krajobraz, można też wywołać za pomocą łagodnych narzędzi. Tak powstał w Sonomie, w Kalifornii, Ogród Kołysanka (Lullaby Garden, 2004 r.) Jest realizacją Cao Perrot Studio. Pofalowaną, senną platformę zawieszono nad ziemią na powierzchni 121 mkw. Tworzyły ją nylonowe dywany ręcznie tkane przez 60 mieszkańców jednej z wietnamskich wsi. A osłaniały nici z rybackich sieci, które wyglądały jak mgła.

[srodtytul]Martwa natura miasta[/srodtytul]

Kiedyś miejski park miał dawać ucieczkę od hałasu ulic. Dziś tworzy się go tak, by jak najpełniej integrował się z miastem. Kolor – najsilniejsza broń konceptualistów – jest często dodatkowo wspomagany sztucznym światłem w nocy, co dodaje instalacji dramatyzmu. Pisze o tym Tim Richardson w swojej książce „Avant-Gardeners” (Thames & Hudson, 2008 r.). Ogród staje się wielkim neonem. Na przykład przy kompleksie apartamentowców, które zaprojektowała Martha Schwartz w Kitagacie w Japonii, drzewa rosną w podświetlanych kolorowych szklanych boksach.

Niecodzienne materiały i formy, intensywne kolory, geometryczne wzory budzą skojarzenia z malarstwem Paula Klee czy Joana Miró. I to one mogą wywołać więcej zdrowego fermentu u prawdziwego mieszczucha niż zwykłe kwiatki z rabatki.

Bo w tych ogrodach nie chodzi o rośliny. Przynajmniej nie są one najważniejsze. Wciąż wywołuje to sporo krytyki i nie do wszystkich trafia.

Inny projekt Schwartz, plac przed budynkiem Departamentu Budownictwa i Urbanistyki w Waszyngtonie, tzw. HUD Plaza, trafił na listę najgorszych parków świata. Z okien wieżowca HUD widać wielkie koła ratunkowe iluminowane w nocy, które wyglądają, jakby dryfowały. Winylowe okręgi stoją na czterometrowych stalowych prętach. Projektantce zarzucono, że nie dają w dzień cienia, plac nie łączy się z otoczeniem, jest zimny i zdehumanizowany. Jest jednak przy tym ultramiejski.

Na portalu Landscape Online Schwartz wyjaśniała: „Dla większości ludzi krajobraz to lasy i oceany, meandrujące rzeki, niekończące się prerie i inne przestrzenie naturalne nietknięte ludzką ręką. Mój krajobraz jest zupełnie inny – to chodniki, drogi, centra handlowe, szosy, autostrady i parkingi, wszystko, co otacza budynki w miastach. Chcę tak zmieniać te publiczne przestrzenie, by ludzie je kochali i szanowali. Chcę tworzyć miasta, w których da się mieszkać”.

Pierwszy ogród z niecodziennych materiałów założyła w 1979 r. amerykańska architekt krajobrazu Martha Schwartz. Dziś zbieramy żniwa jej obwarzankowej rewolucji.

Wyjazd męża w podróż służbową to okazja na zamieszanie w spokojnym związku. Czasem takie rewolucje wymykają się spod kontroli i sięgają poza własny ogródek. Tak było tym razem.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy