Boski kawałek Skandynawii

Być może dziś jeździlibyśmy na wakacje na polski Bornholm. W dodatku samochodem lub koleją, a nie promem. Ale wszystko popsuł topniejący lodowiec. Dziesięć tysięcy lat temu oderwał Bornholm od Polski.

Aktualizacja: 10.07.2009 01:56 Publikacja: 09.07.2009 23:27

Zachodnie wybrzeże jest skaliste, ale dzięki temu ciekawsze krajobrazowo

Zachodnie wybrzeże jest skaliste, ale dzięki temu ciekawsze krajobrazowo

Foto: Rzeczpospolita, Filip Frydrykiewicz F.F. Filip Frydrykiewicz

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/247288,331762.html]Zobacz zdjęcia[/link][/b]

Bóg po stworzeniu Skandynawii wziął garść najbardziej udanych jej części, zlepił je i wrzucił do Bałtyku. Tak powstał Bornholm. To wersja duńskich speców od marketingu. Inaczej przeszłość wyspy widzą naukowcy.

[srodtytul]Jeden krok, miliard lat[/srodtytul]

1,7 miliarda lat temu wewnątrz 20-kilometrowych gór, jakie wypiętrzyły się wtedy na Ziemi, z roztopionej lawy powstał granit, z którego dzisiaj zbudowana jest wyspa. 500 mln lat temu kawałek płyty tektonicznej, który znamy jako Bornholm, leżał w okolicy równika, tam gdzie dziś Brazylia. Później jednak płyty tak się poprzesuwały, że w ostatniej epoce lodowcowej, około 15 tys. lat temu, Bornholm wylądował nad Bałtykiem, na końcu półwyspu zaczynającego się koło dzisiejszego Kołobrzegu. Wyspą się stał, gdy po stopieniu lodowca wody morza podniosły się i przerwały jego łączność ze stałym lądem. Tego wszystkiego dowiaduję się w NaturBornholm, centrum przyrody i geologii stworzonym niedaleko miejscowości Aakirkeby. Dlaczego akurat tutaj? – Nie ma drugiego takiego miejsca w Europie, w którym na tak niewielkim terenie można byłoby znaleźć skały z tak wielu okresów geologicznych – wyjaśnia polski biolog i przewodniczka w NaturBornholm Hanna Piórska.

Po obejrzeniu filmu o historii Ziemi i samego Bornholmu, zwiedzeniu wystawy pokazującej dzisiejsze ukształtowanie i przyrodę wyspy oraz przymierzeniu własnej stopy do znalezionego na wybrzeżu odcisku nogi piętnastotonowego zauropoda wyruszam z panią Hanną w teren. Podczas krótkiego spaceru ścieżką naukową można tu zobaczyć zaznaczoną wygładzonymi głazami narzutowymi granicę geologiczną między Europą kontynentalną a Skandynawią, kamienne pofalowane dno morza sprzed 435 mln lat z odciskiem meduzy i zęby skał wypiętrzonych podczas trzęsienia ziemi wywołanego zderzeniem Europy z Afryką 200 mln lat temu. Turystom najbardziej podoba się jednak miejsce zetknięcia się dwóch płyt tektonicznych. Jeśli stanąć w rozkroku, można jedną nogę postawić na gnejsie sprzed 1,7 mld lat (prekambr), a drugą na piaskowcu, który powstał 545 mln lat temu (kambr). 1,2 mld lat różnicy! Każdy chce więc mieć zdjęcie w rozkroku między odległymi erami. Ale to nie koniec atrakcji. Najbardziej zapalonych przewodniczka zabiera na poszukiwanie skamielin. Do „parku jurajskiego”, gdzie zaopatrzeni w młotki i osłony na oczy rozłupują odłamki wapienia, szukając śladów trylobitów, ortocerasów i brachipodów, prymitywnych organizmów żyjących na Ziemi 490 mln lat temu. Tutejszy wapń obfituje w nie, nie trzeba więc długo czekać, by któryś z uczestników poszukiwań zameldował o swoim odkryciu.

[srodtytul]Domy tylko dla mieszkańców[/srodtytul]

Bornholm pełen jest podobnych atrakcji, w których można spędzać czas, dowiadując się ciekawych rzeczy i się ucząc. Nic dziwnego, że to ulubione miejsce na wakacje dla rodzin z dziećmi. Wyspa nie zachwyci ludzi lubiących gwar, dyskoteki, hotele, bary, zabawę do białego rana. Ruch, korki na drogach, krzykliwe reklamy – to nie na Bornholmie. Jego domeną jest cisza i spokój. Równo poukładane pola i łąki, zadbane gospodarstwa, malownicze brzegi, garść zabytków. W miasteczkach – kolorowe domy, ogródki, pnące się róże i malwy pod oknami.

Na północy skaliste klify, na południu szerokie piaszczyste plaże. W środku fałdy wzgórz morenowych z łanami falujących pod naporem wiatru zbóż. Z jednej strony swojsko, jak u nas w północnej Polsce. Z drugiej jednak – inaczej. Inaczej, bo czysto, bezpiecznie, a poza sezonem, który trwa tu krótko, bo tylko dwa miesiące, sennie. Inaczej, bo różne typy krajobrazu skupione są na niewielkiej przestrzeni. Powierzchnia Bornholmu (588 km kw.) jest mniej więcej wielkości Warszawy (517 km kw.). Z jednego końca wyspy na drugi można dojechać w pół godziny. Jest to tym łatwiejsze, że wyspa ma sieć znakomitych dróg (1400 km), a ruch samochodowy znikomy. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu filarami gospodarki Bornholmu były rybołówstwo i wydobycie granitu. Teraz dominują rolnictwo i turystyka. Ale wyspa, jako prowincja zamożnej Danii, jest stosunkowo uboga. – Dom na Bornholmie można kupić już za milion koron [600 tys. zł] – opowiada Jagna Noren, Polka osiadła na wyspie z mężem Duńczykiem i trójką dzieci. – W Kopenhadze taka suma nie wystarczyłaby na kawalerkę.

Co ciekawe, by nie dopuścić do wykupywania domów i ziemi przez obcych, Duńczycy wprowadzili zasadę, że każdy, kto chce nabyć nieruchomość, musi zamieszkać na Bornholmie, by się włączyć w życie lokalnej społeczności. Choć to przepis niezgodny z prawem Unii Europejskiej, dostali na niego zgodę.

Bornholmscy Duńczycy bardzo dbają o zachowanie charakteru wyspy. Nie wolno tu budować wysokich budynków, a liczba miejsc dla turystów nie może przekraczać liczby samych mieszkańców, czyli ok. 43 tysięcy.

[srodtytul]Bornholmskie specjały – śledź i wino[/srodtytul]

– Skaal (skol, na zdrowie)! – Jesper Paulsen unosi niewielki kieliszek w toaście. Bornholmczyk jest jednym z czterech winiarzy w Danii, ale jedynym, który zajmuje się robieniem wina zawodowo. Poprzednio był hodowcą świń. Śmieje się, że zmiana nie była wielka – po prostu z producenta wieprzowiny, svinavlera, stał się producentem wina, czyli vinavlerem.

Na Bornholmie panuje łagodny morski klimat. Wyspa ma dużo słonecznych dni. A nagrzane kamienne podłoże długo oddaje później ciepło. Lato przychodzi tu późno, ale też trwa do września, a zimy są łagodne. Nic dziwnego, że w ogródkach bornholmczycy sadzą figi, brzoskwinie, morwy, cytrusy. Jesper Paulsen też z tego korzysta. – Najważniejsze dla wina to to, by wrzesień był słoneczny – mówi. Jego winnica mieści się na południowym wybrzeżu, w Pedersker. Dziewięć lat temu zasadził na prawie 3 hektarach winorośl. Z Niemiec sprowadził dwie odmiany – rondo i regent. Jak sam przyznaje, na razie robi wino bez większego powodzenia. Na szczęście dostał też pozwolenie na pędzenie mocniejszych alkoholi – whisky i brandy. Produkuje również wina musujące z czarnych i czerwonych porzeczek, jabłecznik oraz własne piwo. Wino Rondo można dostać w sklepach w najdalszych zakątkach wyspy. Butelka kosztuje 199 – 249 koron, czyli 120 – 150 zł. Za najtańsze wino w samej winnicy trzeba zapłacić 99 koron (60 zł). – W miarę jak maleją zapasy danego rocznika, podnoszę cenę – mówi Paulsen.

Do takich miejsc jak winnica Paulsena można trafić dzięki powiewających przy drogach bornholmskich flagach. Duńska flaga to biały, poziomo ułożony krzyż na czerwonym tle, na bornholmskiej krzyż jest zielony. Na wyspie flagi stoją przy drogach, w ogrodach, na podwórzach. Oznaczają: „wstąp do nas”, „zapraszamy”. Tam, gdzie jest chorągiewka, oczekuje się gości. Raz zaznaczają punkt, w którym można kupić prosto od gospodarza worek kartofli, pęk kwiatów lub świeży szczypiorek. Towar zabiera się z zaimprowizowanego stoiska, a pieniądze zostawia w skarbonce. Innym razem pokazują wstęp do warsztatu, galerii sztuki, muzeum lub pensjonatu z pokojami dla gości. Innym elementem, bez którego nie można sobie wyobrazić Bornholmu, są wysokie kominy. Wąskie u góry, rozkloszowane u dołu. Białe, ceglaste, czarne. Są jak drogowskazy dla zgłodniałych podróżnych, bo to kominy wędzarni ryb. Pełnych fląder, makreli, dorszy, węgorzy. A przede wszystkim śledzi.

Śledzie nanizane na metalowe pręty zawiesza się w kominach i wędzi w dymie z olchowego drewna. Gdy pociągnąć potem za korpus ryby, można oderwać ją od głowy, która zostaje na pręcie. Nic dziwnego, że się mówi, iż bornholmczycy umieją zamienić srebro w złoto – srebrne surowe śledzie w uwędzone złociste.

Ale wędzenie nie wyczerpuje sposobów przyrządzania śledzi. Większe wędzarnie zamieniły się w restauracje urządzone na zasadzie szwedzkiego stołu, a właściwie duńskiego bufetu – płaci się w nich jedną cenę za posiłek i je do woli. Śledź w sosie curry, śledź marynowany z cebulką, śledź w zaprawie korzennej, śledź w sosie słodko-koperkowo-musztardowym, śledź wędzony podawany z surowym żółtkiem i szczypiorkiem, rzodkiewką, solony śledź smażony z podsmażoną cebulą, marynowanymi burakami i musztardą.

Turystę można poznać po tym, że nakłada sobie ryby bez ładu i składu. Tymczasem Duńczycy mają swoje zasady: kromka ciemnego chleba, na nią trochę masła lub smalcu, na to śledź. Taką kanapkę trzeba jeść nożem i widelcem. Kilka lat temu na wyspie powstała restauracja McDonald’s. Ale w krainie śledzia przegrała konkurencję i zamknęła podwoje.

[srodtytul]Kurza ruletka[/srodtytul]

W porcie w Svaneke przy wysokim pirsie cumują niewielkie kutry. Na jednym z nich dwaj mężczyźni oprawiają świeżo złowione ryby. Niespiesznymi, wprawnymi ruchami rozcinają brzuchy flądrom, dorszom i jesiotrom, a wnętrzności wyrzucają za burtę, w stronę kołyszących się na wodzie mew. Ptaki gwałtownie rzucają się i porywają pożywienie. Z drugiej strony kutra, na nabrzeżu, na ryby czeka kilka kobiet i mężczyzn.

W sobotnie popołudnie w Svaneke odbywa się niewielki jarmark. Podłużny plac w centrum miasta zapełnia się stoiskami, a XIX-wieczny tramwaj konny wozi turystów.

W ostatnich dniach II wojny światowej, 7 i 8 maja 1945 r., Rosjanie niemal zrównali z ziemią zajęte przez Niemców dwa największe bornholmskie miasta – Ronne i Nexo. Svaneke miało więcej szczęścia. Zachowało się tu wiele starych domów z pruskiego muru. To najładniejsze miasteczko na całej wyspie. W 1975 r. uzyskało tytuł najlepiej utrzymanego średniowiecznego miasta Europy.

Ulice tworzą pokratkowane czarnymi belkami długie parterowe domy malowane na żywe kolory – żółty, pomarańczowy, bordowy, niebieski. Tu ogródek, tam przejazd, podwórze, plac. Gospodarze sadzą przed domami kwiaty, stawiają donice, ławeczki. Jest kameralnie, domowo, sympatycznie.

Z portu w Svaneke prowadzi deptak, przy którym ulokowały się sklepy z wyrobami ze szkła. Szkło to, oprócz granitu i gliny, jeden z tradycyjnych materiałów wykorzystywanych na wyspie przez rzemieślników i artystów. W jednym z budynków mieści się warsztat hutniczy. Ozdobne kieliszki, wazony, karafki i szklanki powstają na oczach przechodniów.

Przed warsztatem zbierają się gapie. Ściśle otaczają niewysoką siatkę, która niczym kojec obejmuje wymalowaną na asfalcie planszę z ponumerowanymi od jednego do stu polami. Tylko raz w tygodniu można wziąć udział w jedynej w swoim rodzaju grze. Prowadzący wpuszcza do środka kurę. Numer, na którym kura... zostawi odchody, wygrywa. Kto go wcześniej obstawił, odbiera nagrodę ufundowaną przez lokalnych sklepikarzy. Kupon kosztuje 10 koron (6 zł). Tym razem, mimo okrzyków zachęty po duńsku i niemiecku – „teraz”, „do przodu”, „w lewo” – kura wybiera numer, którego nikt nie obstawił. Jak mówi Ole, organizator zabawy, zebrane pieniądze pójdą na opłacenie muzyków występujących w lecie na ulicach miasteczka.

Gdy słońce wschodzi nad Svaneke, wschodzi też nad Danią, bo to najbardziej na wschód wysunięty punkt królestwa. Zachód słońca najpiękniej widać za to na zachodnim wybrzeżu. Wysoki brzeg gwałtownie opada tu do morza, rozrzucone w wodzie głazy błyszczą w wieczornym świetle. W dawnych portach rybackich Hasle i Vang żeglarze prowadzą przyciszone rozmowy przy kolacji na żaglówkach. A na wyniosłym cyplu powyżej zasypia ciemna sylweta potężnych ruin średniowiecznego zamczyska Hammershus.

[ramka][srodtytul]Informacje praktyczne[/srodtytul]

Na Bornholm można się dostać [b]promami ze Świnoujścia[/b] („Polferries”) i [b]niemieckiego Sassnitz[/b] („Bornholmstrafikken”) lub [b]katamaranem z Kołobrzegu[/b] (kołobrzeska Żegluga Pasażerska). Najwygodniejsze połączenie dla podróżujących samochodem ma Polska Żegluga Bałtycka „Polferries”. Do 29 sierpnia prom pływa co sobotę. Zabiera tysiąc pasażerów i 270 samochodów oraz rowery. Cena biletu w jedną stronę na samochód osobowy plus pięć osób – 730 zł. Pojedynczy bilet dla pasażera – 180 zł. Młodzież i dzieci mają zniżki.

[b]Bornholm jest bardzo przyjazny dla turystów z Polski.[/b] Podróż na na wyspę można zorganizować sobie bez znajomości duńskiego czy angielskiego. W branży turystycznej pracuje tam bowiem sporo Polaków, a miejscowe materiały dla turystów wydawane są w języku polskim. Nawet Jesper Paulsen ([link=http://www.a7.dk]www.a7.dk[/link]) podaje w swojej winnicy nazwy trunków po polsku.

[b]Noclegi[/b] na wyspie zapewnia firma Team Bornholm, w której pracuje Polka Jagna Noren [link=http://www.teambornholm.dk]www.teambornholm.dk[/link], tel. +45 56 95 85 66, kom. +45 60 64 20 58). W Team Bornholm można zarezerwować zarówno tanie domki kempingowe, pokoje w pensjonatach, jak i całe mieszkania.

W NaturBornholm przewodniczką jest Hanna Piórska. Oprowadza polskich turystów. Można się z nią też umówić na specjalną, bezpłatną wycieczkę w terenie. Prowadzi ona również z mężem, Tomaszem, firmę turystyczną Bornpol ([link=http://www.bornpol.dk]www.bornpol.dk[/link], tel. kom. +45 30 91 62 30). W Muzeum Bornholmu w Roenne z kolei zastaniemy Polkę Marię Tuniszewską-Ringby ([link=http://www.bornholmsmuseum.dk/Polsk]www.bornholmsmuseum.dk/Polsk[/link], tel. +45 56 95 07 35), tel. +45 56 95 07 35), która oprowadza po polsku bez dodatkowej opłaty.

[i]Przydatne strony[/i]

[link=http://www.VisitDenmark.com/Wyspa-Bornholm]www.VisitDenmark.com/Wyspa-Bornholm[/link]

[link=http://www.bornholm.pl]www.bornholm.pl[/link]

[link=http://cykel.bornholm.info]www.cykel.bornholm.info[/link]

[/ramka]

 

Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy