Ten pilot ma w Dayton wystawę, choć był wrogiem. Z jego powodu średni czas przeżycia w powietrzu pilotów aliantów spadł trzykrotnie – zestrzelił ponad 80 samolotów. Za jego pokonanie Brytyjczycy obiecali nagrodę, najwyższe odznaczenie i samolot na własność. Manfred Alfred baron von Richthofen, przystojny blondyn urodzony w pruskiej rodzinie we Wrocławiu, uznany został za największego asa myśliwskiego I wojny światowej. Swoją maszynę kazał pomalować na jaskrawoczerwony kolor. Zyskał więc przydomek Czerwonego Barona. A ze względu na wyczyny eskadrę, którą dowodził, nazywano Cyrkiem Richthofena. O to, czyje kule dosięgły pod koniec wojny 25-letniego barona, do dziś się toczy spór. Prawdopodobnie został postrzelony z ziemi przez australijskiego żołnierza. Jego samolot wbił się w pole pastewnych buraków na północy Francji. Alianci pochowali go z honorami.
W sali chwały lotnictwa USA widnieje i polskie nazwisko: pułkownik Francis S. Gabreski – pilot doświadczalny, najlepszy amerykański pilot myśliwski II wojny światowej z walczących nad Europą. Kiedy zestrzelił 28. samolot Luftwaffe miał 25 lat. Później walczył w wojnie koreańskiej na odrzutowcach, odnosząc zwycięstwa nad samolotami MiG. Jego imieniem nazwano lotnisko na Long Island.
Francis Gabreski był synem emigrantów z okolic Lublina – Gabryszewskich. Przejęty atakiem Hitlera na Polskę rzucił studia medyczne i wstąpił do lotnictwa. Widział skutki nalotu Japończyków na Pearl Harbor i postanowił nauczyć się walczyć – od najlepszych. Przekonał przełożonych, żeby go wysłali do Wielkiej Brytanii, by dołączył jako ochotnik do polskiego dywizjonu. Pobyt w polskim 315. Dywizjonie Myśliwskim miał ogromne znaczenie. Dywizjon amerykański w Anglii, którym potem dowodził, przekazując swą wiedzę, pod względem waleczności i liczby odniesionych zwycięstw zajął czołowe miejsce wśród wszystkich dywizjonów II wojny. „Osobowość moją i mój charakter ukształtowało środowisko polsko-katolickie. To ono wpoiło mi wiarę, uformowało moralność i normy etyczne, które były moim drogowskazem przez całe życie” – napisał we wspomnieniach.
[srodtytul]Okruchy polskiej historii[/srodtytul]
Polskich akcentów jest więcej. Wola walki Polaków o niepodległą ojczyznę tak zafascynowała amerykańskiego pilota Meriana C. Coopera, że sformował z wolontariuszy dywizjon kościuszkowski, który bronił naszego państwa podczas inwazji bolszewickiej 1920 r. Obok tablicy informacyjnej wisi trofeum – blacha z wymalowaną czerwona gwiazdą, fragment jedynego zestrzelonego sowieckiego samolotu.
W Memorial Park stoją pomniki poświęcone eskadrom i dywizjonom, które walczyły za wolność innych. Profesor Jerzy Krzyżanowski, slawista, promotor polskiej literatury w Stanach Zjednoczonych, żołnierz AK, prowadzi mnie do pomnika, na którym widnieje symbol Polski walczącej. Stowarzyszenie Weteranów Polskiej Armii Krajowej w Ameryce, fundując go, podziękowało amerykańskim lotnikom, którzy w sierpniu 1944 r. polecieli z Wielkiej Brytanii, nad Bałtykiem, z pomocą walczącej Warszawie. 1220 ludzi w 107 latających fortecach eskortowanych przez 150 mustangów zrzuciło powstańcom żywność, broń i lekarstwa. Trzy maszyny Niemcy zestrzelili. Ich załogi zginęły.